Nie ma nic niezmiennego, nic statycznego ani w tym doczesnym ani w tamtym świecie. Wszystko zmienia się, „wszystko płynie”. Cokolwiek by się na ziemi nie objawiło, tego formy muszą się zmieniać. Powstają, kwitną i przemijają, aby znowu powstać i znowu przeminąć. Co przychodzi, to odchodzi. Jedyne, co jest niezmienne, to wieczna zmiana. W środku „płynącego” żyje ludzka istota, której osobowość była kiedyś narzędziem ducha w tym świecie, ale która usamodzielniła się. Narzędzie samo chce być całą istotą ludzką, to co przemijalne chce stać się wiecznym.
Drzewo kuszących owoców
W tym stanie człowieka wielka liczba objawień w doczesnym świecie, ich stawanie się i kwitnięcie, ukazuje mu się jako jedyna, ku niemu skierowana obietnica. Czy nie obiecują mu one jego własnego rozwoju? Nieograniczone możliwości wywołują nadzieję. Idee tryskają w górę. Móc się rozwijać, urzeczywistniać to co ponagla wewnątrz! Urzeczywistniać samego siebie! Kiedyś być naprawdę człowiekiem! Taki obraz siebie samego ma człowiek. Taki stoi mu przed oczyma. Jest też w nim obecna pradawna idea. Początkowo bardzo mglista, jeszcze niejasna, ale stale przybierająca na wyrazistości: raj, raj utracony, tutaj na ziemi! Ukazuje się on ponownie na horyzoncie. Ach, życie jest przecież pełne obietnic: jest ono niczym wielkie drzewo pełne kuszących owoców. Trzeba tylko sięgać – i zrywać. Człowiek sięga, coraz bardziej. Chce coraz wyżej i dalej. Wolność i postęp stanowią jego program. Nowe wynalazki w nauce i technice zapierają mu dech w piersi. Wszechmoc, wszechobecność, wszechwiedza, ciągły rozwój są jego celami. Jest on głęboko przeświadczony o tym, że cała ziemia należy do niego. Ma on nad nią władzę. Stanowi ona jego wieczne miejsce zamieszkania, obiecaną mu ziemię. Przecież jest on jeszcze z tego świata i w tym świecie przemijalności. Oczekuje na rozpoznanie i objawienie. Czeka na siłę, o której powiedziano: „Beze mnie nic nie możecie uczynić.”
Drzewo rozczarowania
Lecz wówczas – raz jeszcze – ukazuje się człowiekowi, w jego wzniesieniu się na wyżyny duszy, druga strona świata. Tego, co do tej pory tłumił w sobie, do czego się nie przyznawał, teraz musi sam na sobie doświadczyć: rozkładu, gaśnięcia, pogrążenia się znowu w ciemności. Nagle okazało się, że nauka i technika ze swoimi błyskotliwymi wynikami mają też ciemne strony. Niewyczerpalna energia atomowa, świetlana obietnica o nastaniu rajskiej epoki, stała się promieniotwórczym zagrożeniem.
Technologia genetyczna, która obiecywała człowiekowi właściwości podobne do tych, jakie posiada Stwórca, rzuca niszczący cień na jego życie. To, co miało doprowadzić do wszechmocy, wszechobecności i wszechwiedzy, doprowadziło jedynie do tego, że rozwinął się gorset globalnej łączności za pomocą komputera, sieci i okablowania. Wolność, równość, braterstwo, tak często przyrzekane i proklamowane, zmieniły się w niewolę, nierówność i wrogość. Spodziewana sprawiedliwość stworzyła niesprawiedliwość. Marzenie o rajskim życiu na ziemi rozwija się w koszmar, gdyż jeden może żyć jedynie kosztem drugiego. I tak bogatsi stają się coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. Ziemię uczynić wieczną? Nie może ona dać tego, czego nie jest dać w stanie. W swojej istocie jest ona dająca i odbierająca, co zawarte jest w powtarzającym się wschodzeniu, kwitnieniu i przemijaniu. Wszystko przychodzi i odchodzi. Wszystko zmienia się w swoje przeciwieństwo. Nieustannie obracają się koła, powiązane ze sobą i wzajemnie od siebie zależne. Jedno życie rodzi drugie, wspiera to drugie, żyje z drugiego. I tak powstaje ziemia, świat, wszechświat. Pojawiają się ludzie, powstają narody i rasy i znów znikają. Zjawiają się kultury, rozwijają się, dochodzą do rozkwitu i znowu upadają. Pozostają jedynie ruiny i kurz. I znowu nowe kultury, nowe okresy rozkwitu i znowu tylko ślady przeszłości. A przecież człowiek wznosi się na nowo. Sięga ku słońcu i śmieje mu się w twarz. Chce żyć, istnieć, budować, mieć władzę, być wiecznym. Chce wszystko to, co istotne w nim, wyrazić na zewnątrz. I znowu staje się ofiarą wiecznych zmian. Jego ręce pozostają puste, pogrąża się on w nicość. Dlaczego to wszystko? I po co? Przecież życie musi mieć jakiś sens? I znowu broni się człowiek przed zmianami. Najpierw nieśmiało i ostrożnie, bo nie chce przebudzić przeciwności. Potem broni się coraz bardziej świadomie. Jakoś wyczuwa, nie jasno, że w przeszłości musi istnieć coś trwałego, że musi istnieć coś innego poza nią. Szuka on tego innego. Szuka wieczności w czasie. Chce uczynić ten świat wiecznym, chce uczynić go rajem. Wszystkie te próby stają się przyczyną wszelkich cierpień.
Drzewo decyzji
Człowiek nie poddaje się. Wprowadza wszędzie swoją inteligencję, swoje zdolności, swoją wiedzę, swoją technikę. Eksperymentuje i szuka nowych rozwiązań, aby uniknąć negatywnych skutków. Ale skutki przychodzą i nie daje się ich zmierzyć. Nowe cykle powstają, stare zostają zniszczone, pojawiają się nowe przeciwieństwa. Natura stawia opór, a człowiek przyjmuje stanowisko obronne. Próbuje zaprowadzić porządek, nowe prawa, nowe decyzje, nowe sposoby, nowe priorytety. Życie staje się jeszcze bardziej różnorodne i nieogarnione. Staje się labiryntem, w którym człowiek kluczy i szuka drogi wyjścia. Ziemskie życie jest zamkniętym systemem, w którym czuje się on jak więzień. Co on właściwie tutaj robi? Nie dostrzegając tego, co mu się zdarza, obmacuje ściany labiryntu świata. Próbuje wydostać się ze swojego więzienia. Po prostu wszystko za sobą zostawić. Definiuje początek nowej ery, w której wszystko będzie inne. Będą nowe obrazy myślowe, które całkiem inaczej widzą stworzenie. Będą one znacznie bliżej niego niż dotychczasowe, znacznie lepiej będą mogły się z nim obchodzić. Szukać się będzie drogi do wnętrza. To, co zewnętrzne, nie może przecież być prawdziwe. Musi być samozłudzeniem, mają.
Wszystkie trudy są daremne. Człowiek pozostaje uwięziony w swoim zamkniętym systemie. Nawet wtedy, gdy zwraca się on do tamtego świata ze swojego wnętrza. Ćwiczenia prowadzące do rozszerzania świadomości nie mogą go uwolnić. Człowiek nie znajdzie w tym labiryncie rozwiązania swojej zagadki życiowej. Każda decyzja rodzi nowe rozczarowanie i jeszcze głębiej niż poprzednie zostaje wypalona w duszy. Dzieje się to tak długo aż do człowieka zacznie docierać gorzka prawda: jego pole życiowe jest więzieniem, z którego nigdy nie wydostanie się przy pomocy środków pochodzących z tego więzienia. Wszystko, czego by się nie podjął, prowadzi go tam z powrotem. I za każdym razem jest on bardziej rozczarowany niż poprzednio. Jest jak zbłąkany ptak, który wleciał do domu, nie może znaleźć okna i będąc u kresu sił siada w kącie pokoju i przestaje latać wokoło.
Właśnie w technologii komputerowej, która powinna człowiekowi pomóc znaleźć wyjście z tego labiryntu życiowego, mamy frapujący przykład na to, że stosując środki danego systemu nie można znaleźć wyjścia z tego systemu. Istnieją techniki decyzyjne, przy pomocy których próbuje się poprzez przyjęcie hipotez i stałych wartości znaleźć odpowiednie rozwiązanie. Takie rozwiązanie wznosi natychmiast barierę. Każde wprowadzenie nowej informacji prowadzi do nowych rozgałęzionych połączeń, do rozstaju dróg, gdzie trzeba podjąć decyzję.
Każda decyzja prowadzi do nowej decyzji i dalszych rozwidleń. Jest to bardzo logiczny system decydowania, który pracuje według binarnej metody tak–nie, do–od, zero–jeden. Takie drzewo decyzji unaocznia bardzo wyraźnie drogę ludzkości w przemijającym polu życia od chwili jej upadku. Prowadzi ona od jednych rozwidleń do następnych wywołując w człowieku coraz większą rozpacz. Ponieważ wewnątrz funkcjonalnej logiki nie ma żadnego wyjścia z tego systemu. Kto raz znalazł się w nim, ten podlega jego prawom i nie opuści już tego systemu przy pomocy jego środków. Dotyczy to także człowieka uwięzionego w labiryncie życia. On też ma swoje drzewo decyzji. Wznoszą je doświadczenia życiowe i poznanie. Każda opanowana sytuacja życiowa zmienia część świadomości i stanu życia. Człowiek zbiera wiedzę doświadczeń, gromadzi ją i w odpowiednim czasie ponownie wykorzystuje. Jednakże cały czas znajduje się wewnątrz swojego systemu życiowego, nawet jeśli poszerzył jego granice. Chociaż jest to wiedza zdobyta przez doświadczenie i przeżyta, to jednak jest ona ograniczona. Jest to właściwie już martwa wiedza, ponieważ pochodzi z przeszłości. Nie jest żywym, zmieniającym się poznaniem. Jedynie poznanie pochodzące z zewnątrz jego systemu życiowego, mogłoby go z jego starego systemu życiowego wydostać. Wszystkie ludzkie modele myślenia, wszystkie formy państwowe i religijne są do siebie podobne. Wszystkie one pozostają zamknięte wewnątrz podstawowego systemu tego dialektycznego zmiennego świata. Wykazują tę samą strukturę, te same podstawowe schematy i te same prawa, a także te same ograniczenia. Nie mogą one pomóc w sposób istotny. I tak znajduje się człowiek w stworzonej przez samego siebie metodyce życia. Jest to jego metodyka. Jest ona podobna do niego; jest biegunowa i z powodu swego dualizmu ograniczona. Dlatego rozwijają się stale powtarzające się biegi zdarzeń zarówno w historii ludzkości jak i w losie jednostki.
Wszystkie gorzkie i smutne doświadczenia kończą się zawsze na granicy tego świata. Granica ta kończy bieg człowieka, jego dążeń, wyobrażeń i ideałów. Staje się jego punktem zerowym. Jest to moment, w którym uwięziony ptak słabnie i siada w kącie pokoju. Do tej granicy dochodzi każdy poszukujący człowiek. Musi tu rozpoznać, że do tej pory brakowało mu tego co istotne. Zmęczone jak ten ptak, jego „ja” milknie. Samoutwierdzanie słabnie. Maleje również zakres panowania osobowości– ja nad całym systemem człowieka.
Ale czy w człowieku nie ma jeszcze czegoś innego? Czegoś, co próbuje wyraźnie mu wskazać, że istnieje też jeszcze coś innego niż owoce i granice tego świata? Że jest przecież coś jeszcze, co próbowało mu wyjaśnić, że musi istnieć jeszcze inny byt poza jego własnym labiryntem życia, byt nieprzemijalny? I wtedy patrząc wstecz rozpozna człowiek, że ten inny jest wewnątrz i na zewnątrz jego systemu, że należy on do potężnej siły życiowej, która wypełnia cały wszechświat. Pojmuje on także, że ten drugi zawsze go ponaglał, że był przyczyną i celem jego poszukiwań. I że wszystko co sobie wyobrażał i co chciał, jego ideały, idole i raj na ziemi było tylko żałosną karykaturą tego innego bytu. Nie mogło być przecież inaczej, ponieważ szukał on zawsze przy pomocy swoich oczu i zmysłów i swojego „ja”. Z powodu tego egocentryzmu musiał się niechybnie rozbić.
Dopiero rozpoznanie własnej bezsilności oznacza, że człowiek dotarł do granicy tego świata. Na razie jeszcze ostrożnie zaczyna pojmować, że jako mikrokosmos jest istotą podwójną, że światło i ciemność, wieczność i przemijalność, dobro i zło są w nim wymieszane. Muszą one zostać oddzielone, aby nowa powstająca osobowość mogła ponownie stać się instrumentem ducha.
Z drzewa z kuszącymi owocami, z drzewa rozczarowań i drzewa niekończących się decyzji powstało teraz drzewo rozróżniania dobra i zła. Człowiek na uwalniającej ścieżce zaczął jeść owoce tego drzewa. Je, aby żyć prawdziwie
Przecież jest on jeszcze z tego świata i w tym świecie przemijalności. Oczekuje na rozpoznanie i objawienie. Czeka na siłę, o której powiedziano: „Beze mnie nic nie możecie uczynić.”
Pentagram numer 39 (2/2000)
Temat numeru – „Dwa światy – dwa łady natury”.