Był kiedyś cesarz, który marzył o cudownym, pięknym mieście. Spotkał architekta, mistrza w swoim fachu. Opowiedział mu o swoim marzeniu i o życzeniu zbudowania takiego miasta. Architekt przystąpił do pracy. Powstały, zgodnie z planami cesarza, najpiękniejsze i najwspanialsze cuda. Budował on jedno miasto za drugim, z bazaltu i marmuru, ze szkła i drogich kamieni, z wieloma mostami i tarasami. Wszystko jednak było jednym wielkim rozczarowaniem. Ale kiedyś ukazało się cesarzowi, w jakimś nadzwyczajnym uniesieniu, miasto niebiańskie. Skłonił więc architekta do ostatniego wysiłku. Wieże miasta wzbijały się z grzesznego trójwymiarowego świata, ale w barwach i wykończeniu odpowiadając prawom niebiańskim. I wtedy przyszedł sąd, i niebiański ogień spłynął w dół. Szczątki iluzji fruwały dookoła, a krew architekta zabarwiła gruzowisko czerwonym żarem. Ostatnim, co widzieliśmy w związku z cesarzem były jego ugięte kolana i złożone ręce. Spoglądał na niebiańskie miasto, które po raz trzeci stanęło, promieniując, w duchowym polu widzenia.
Zauważcie więc, że Królestwo Boga nie jest z tego świata. Piękno, Dobro, Prawda i Sprawiedliwość są w tym zepsuciu nie do znalezienia ani urzeczywistnienia. A jeśli uważacie, że je znaleźliście, to jest to tylko cień, za którym biegniecie, przeszkoda na ścieżce, lucyferyczne monstrum.
Jan van Rijckenborgh – „Christianopolis”
Zdjęcie Pixabay