Na początku Bóg stworzył niebo i Świętą Ziemię i gdy ujrzał, że wszystko było doskonałe, Bóg stworzył ludzi. Stworzył ich na swój obraz i podobieństwo i dał ludziom jako miejsce zamieszkania doskonałą i Świętą Ziemię.
Bóg był ojcem ludzi, ludzie byli jego dziećmi. Obdarzył je wspaniałymi i obfitymi darami, dzięki którym mogły stać się Jemu równe. Każde dziecko Boga zostało otoczone świecącą kulą, obłokiem, mikrokosmosem, to znaczy małym światem o niewypowiedzialnej piękności.
Każdy mikrokosmos był małą kopią świętej Ziemi. Zatem tak samo jak Boski ogień miłości był środkowym punktem Świętej Ziemi, z którego bezustannie
objawiały się wspaniałe i wzniosłe dzieła, tak również postanowił Bóg każdemu mikrokosmosowi, każdemu małemu światu podarować iskrę świętego ognia i umieścił ją w centrum mikrokosmosu.
Przez ten nieśmiertelny i trwały podarunek jego dzieci powinny docierać wciąż do coraz to większej doskonałości. Bóg napełnił mikrokosmosy swoich dzieci Duchem Świętym, świętym światłem i świętą siłą. Duch, z którego żyły jego dzieci, był jednym z miłością Boga. Dusza była zrodzona ze Światła miłości Boga i była w stanie rozpoznać i pojąć plan Boga, jaki miał względem ludzi.
Ciała, w których się one objawiały, zbudowane były z siły miłości Boga.
W pierwotnym życiu ludzie ci byli miłością. Święta Ziemia, którą zamieszkiwali, składała się różnych pól życia, z których każde pojedyncze miało własny zakres oddziaływania w wielkim planie Boga. Boska mądrość kierowała ludźmi przez te wszystkie pola życia, aby im dać w ten sposób możliwość wzniosłego rozwoju.
Jednym z takich pól była święta dialektyka, pole, które Bóg wyznaczył ludziom nie jako miejsce zamieszkania, lecz jako pole pracy. Pole to było wielkim warsztatem pracy, które Bóg wyposażył w swojej wszechwiedzy siłami i materiałami pełnymi pięknych i nieoczekiwanych możliwości.
Gdy ludzie osiągnęli już określony punkt postępu na drodze do pełnego objawienia, podarował im Bóg wolność zrobienia użytku z tej spiżarni, z tych warsztatów. Związane to było jednak z pewnym warunkiem. Ludzie mogli pracować i budować z tych sił tylko dla zbawienia i szczęścia wszystkich. Nigdy nie powinni sami ostatecznie schodzić do tego pola życiowego i wiązać się z tymi siłami, ponieważ przez to mogliby się wyłamać z własnego nieprzemijalnego pola życiowego.
Święta dialektyka znajdowała się w ciągłym ruchu i w ciągłych przeobrażeniach, ponieważ materiały i siły były nieustannie używane przez wszystkich na różne sposoby. Uzupełniane były ciągle z niewyczerpalnego źródła boskiej miłości.
Gdyby pewnego dnia Dzieci Boga związały się z tym polem, wtedy podlegałyby nieustannym zmianom i ustawicznemu rozwiązywaniu. Wówczas jednak przestałyby odpowiadać wysokiemu boskiemu zadaniu. A zadanie to brzmiało:
objawiać się ciągle z coraz to większą pięknością i wspaniałością.
Kto nie wypełnia tego polecenia, naraża się na śmierć i rozwiązanie. Nie powinniśmy myśleć, że Bóg chciał ukarać swoje dzieci śmiercią. Nie, nie było innego wyjścia, ponieważ przyczyna wywołuje zawsze odpowiednie następstwa.
Niestety, wiele dzieci Boga zlekceważyło tę przestrogę. W wolności użyły boskich materiałów budowlanych i zeszły wbrew boskiemu nakazowi do pola świętej dialektyki, aby tam zbudować nowe pole życiowe, nowe miejsce zamieszkania dla własnej sławy i dla własnego zaszczytu. Chciały stać się w ten sposób tak samo potężne jak Bóg, a może nawet potężniejsze.
To doprowadziło do katastrofy.
Potężny ogień miłości, który do tej pory był uzdrawiającą i działająca siłą, mógł nią pozostać tylko do momentu, gdy była używana do boskich dzieł i wypromieniowywana z wnętrza na zewnątrz. Toteż, gdy centralne-ja użyło tego ognia dla własnych interesów i życzeń, okazał się on za silny. Dzieci Boga nie mogły tego znieść.
Bóg Ojciec musiał dlatego wycofać ten ogień miłości, Ducha, z mikrokosmosu swych nieposłusznych dzieci, aby ustrzec je przed niebezpieczeństwem, z którego nie zdawały sobie sprawy. W wyniku tego Światło Bożej miłości zgasło, a siła Boskiej miłości nie mogła już dłużej w nich działać.
Teraz muszą żyć z duszy i z ciała, które są zbudowane i odżywiane ze światła i sił dialektyki. Światło to jest ciągle na nowo gaszone zgodnie z prawami dialektyki, a siła jego ciągle słabnie. Tylko w środku mikrokosmosu pozostał drogocenny praatom, Boska iskra, pączek Róży. Był on sam niewidocznym, wiecznym dowodem na to, kim były dzieci Boga. I niezależnie od tego, co z biegiem czasu stałoby się z ludźmi, owa nieśmiertelna boska pieczęć pozostanie zachowana.
Bezpiecznie ukryta w tym pączku miłość Boga wytryśnie na nowo jak strumień świecącego złota, gdy nosiciel pączka róży dobrowolnie i wypełniony wielkim pragnieniem zdecyduje się powrócić do pierwotnej ojczyzny. Wtedy znajdzie w sile róży powrotną drogę.
Wzniośli i pełni miłości słudzy Boga dobrowolnie schodzą z boskich, królewskich obszarów do dialektyki, aby ofiarować pomoc braciom i siostrom. Razem tworzą Święte Braterstwo.
Dla nich stanowi ten czyn ogromną ofiarę, ponieważ pragnienie całej ich istoty skierowane jest na Boską Ojczyznę, a nie na dialektykę. Wszak wiedzą, że dla wielu zbłąkanych dzieci Boga rozpoczęła się droga bez końca przez troskę, ból, cierpienie i śmierć, że wciąż na nowo muszą rozpoczynać drogę w małym, dziecięcym ciele, które z czasem staje się chore i umiera.
Wiedzą też, że dusza tych ludzi nie może już oglądać prawdziwego światła i przez to muszą oni żyć w urojeniu i iluzji. Wiedzą, że najgorsze jest dla tych ludzi to, iż nie mogą już naprawdę kochać się wzajemnie, że ich istota nie jest w stanie wypełnić się prawdziwą miłością i przez to jednych współbliźnich na swój sposób kochają, a innych nienawidzą.
Boscy wysłannicy próbują w ludziach obudzić zrozumienie, że ta droga bólu jest dla nich nieodzowna. Tylko na takiej drodze doświadczeń mogą zrozumieć, że stoją na fałszywej podstawie i że w rzeczywistości to dialektyczne pole życiowe nie jest ich domem, chociaż Bóg w swojej wielkiej miłości przewidział dla nieposłusznych dzieci część świętej dialektyki na chwilowe miejsce pobytu.
I ta wydzielona część świętej dialektyki przez nierozsądne i samowolne postępowanie mieszkańców nie pozostała długo święta.
Wiemy to wszyscy, ponieważ i my należymy do tych zbłąkanych boskich dzieci, które żyją w tym chwilowym miejscu zamieszkania.
W ciągu wieków poprzez niekończącą się cierpliwość świętych wysłanników już wiele boskich dzieci zostało poprowadzonych do pierwotnego pola życiowego.
Każde z nich zostaje włączone do świętej pracy i służy na swój sposób tym wielkim wysłannikom, ponieważ praca w tym świecie, w naszym świecie ładu ratunkowego jeszcze długo nie będzie zakończona.
Ciągle błądzą jeszcze niezliczone boże dzieci. Pracują i trudzą się w walce o codzienny chleb, żyją w obawie i trosce z powodu wielu niebezpieczeństw, które grożą im ze wszystkich stron, i ciągle nie słyszą jeszcze wołania świętych wysłanników, którzy chcieliby im pomóc.
Jednym z pierwszych i może jednym z ważniejszych Bożych wysłanników był Hermes Trismegistos. Jego święte słowa nawet teraz, w naszych czasach uczą nas wszystkiego, co powinniśmy wiedzieć, żeby móc powrócić do boskiej ojczyzny.
Po nim przyszło wielu innych, których znamy z imienia: Kriszna, Lao Tse, Mojżesz, Budda, Walentyn. Wszyscy byli synami Boga. Ich istoty były przepełnione miłością Boga i dlatego nie mogły spocząć, dopóki nie doprowadzą swoich zbłąkanych braci do jedności z Bogiem.
Dla uratowania wszystkich zagubionych wytężali oni swe siły do granic możliwości. Doznawali wiele bólu i cierpienia, które przynosiła im ta droga.
I ciągle trudno przewidzieć, kiedy nastąpi koniec tego dzieła ratunkowego.
Dlatego Święte Braterstwo przed około dwoma tysiącami lat podjęło jeszcze raz pełną miłości próbę, aby wskazać i wyrównać drogę do Ojca wszystkim nosicielom boskiej iskry.
Przede wszystkim musi zostać obudzone w ich sercach pragnienie powrotu do ojczyzny Boga. Następnie do tak przebudzonej dręczącej tęsknoty zostają przyciągnięte, niczym potężnym magnesem, wszystkie boskie siły, które są potrzebne, aby ludzie mogli wyłamać się z dialektycznego pola życia i wejść do Królestwa Boga.
Nieznani z nazwisk pomocnicy pracują wytrwale i sumiennie przy opracowywaniu tego wielkiego planu.
Gdy czas się wypełnił i wielu z niecierpliwością wypatrywało obiecanego zbawiciela, do tego ładu ratunkowego przyszedł Jezus Chrystus, Syn Boga i zamieszkał wśród ludzi. Przyszedł w kształcie i ciele dialektycznego człowieka żeby wszyscy mogli go widzieć. Przyniósł w sobie ogień miłości Boga, który ludzie utracili tu, na Ziemi. Ogień ten przyniósł w nadziei, że zostanie nim dotknięta mała, niewidzialna, boska iskra, śpiący pączek róży w środku mikrokosmosu. Wtedy ta mała iskierka miłości mogłaby znów zacząć promieniować. Ci ludzie zostaną potem całkowicie wypełnieni wielką tęsknotą za Bogiem Ojcem, za utraconymi braćmi i siostrami, za wieczną ojczyzną.