Ludzkość nasza w swoim rozdzieleniu jest tak dalece rozproszona, że na bliźniego naszego patrzymy jak na kogoś, kto znajduje się poza nawiasem społeczeństwa. Wszyscy jednak powstaliśmy z jednego pnia, z tego samego korzenia drzewa poznania dobrego i złego. „Dlaczego nazywasz mnie dobrym, nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg”, powiedział największy człowiek, jaki kiedykolwiek objawił się na ziemi.
Przez „grzech” musimy więc rozumieć nie tylko to, co w naszych oczach jest złe, ale wszystko, co objawia się na tej upadłej ziemi. Wszyscy zboczyliśmy z drogi zawartej w Boskim Planie. Starotestamentowe miary, którymi oceniamy innych, tak się zakorzeniły w naszej egzystencji, że trudno się od nich uwolnić. Nikt nie może uchronić się od tego, aby od czasu do czasu nie był sądzonym według kryteriów dialektycznych albo sam według nich nie sądził innych. Skoro tylko dotkną nas głęboko cierpienia i nieszczęścia, które się z tym łączą, błagamy o ratunek. Kiedy zaś stawiamy sobie pytanie, dlaczego sami, wciąż od nowa, osądzamy naszych bliźnich, to musimy stwierdzić, że skłonność ta, w naszym oddzielnym bytowaniu, tkwi tak głęboko w nas samych, że już nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Według starotestamentowych praw Mojżesza cudzołożnica musiała być ukamienowana. Grupa mężczyzn czekała gotowa do wykonania wyroku, jednak zapytali jeszcze o radę Jezusa. On zaś spoglądał na ziemię i palcem rysował na piasku. Jego słowa: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamieniem”, spowodowały, że zawstydzeni odeszli. Kiedy Jezus spojrzał, już zniknęli. A Maria, cudzołożnica, rzuciła mu się z wdzięczności do nóg. O, gdyby te słowa, o tak szerokim znaczeniu, mogły głębiej wniknąć do naszej świadomości o ileż dalej bylibyśmy już na drodze do uwolnienia; przecież nazywamy siebie uczniami na ścieżce. Od czego bowiem musimy być uwolnieni? Otóż właśnie od korzenia, który nas łączy z drzewem poznania dobrego i złego. Właśnie od błędnego mniemania o rozdzieleniu, pod którego wpływem i my, i wszyscy dookoła nas, ogarniamy i przyjmujemy wszystkie zjawiska tego świata.
JEDYNE ŹRÓDŁO MIŁOŚCI
Boska zasada w nas, jądro duszy nie zna żadnego rozdzielenia. Jest w zgodzie z wszelkim życiem. Jądro duszy powstało z wielkiego źródła miłości, która wszystko i wszystkich obejmuje i przenika boskim promieniowaniem miłości. Jakżeż ono może cokolwiek osądzać, co jest częścią jego samego!
Jeżeli na wszechświat spojrzymy jako na wielką gigantyczną całość, jako na ciało, w którym znajdują się wszystkie systemy gwiezdne, wszystkie systemy słoneczne, wszystkie planety i wszystkie formy objawienia, organy, komórki i atomy, które w ciele muszą funkcjonować i rosnąć, wtedy odpadnie od nas wszelkie błędne mniemanie o odosobnieniu i odrębności. Również i w naszym ciele działają razem organy, komórki i atomy pod kierunkiem centralnej, ludzkiej świadomości. W tej dziwnej budowie sił, która utrzymuje w dobrym stanie nasze ciało, żadna komórka nie znajduje się w stanie obcości wobec drugiej komórki. Wprawdzie wszystkie podlegają temu samemu procesowi nieustannej odnowy, stawania się i przemijania, ale ciało funkcjonuje jako całość aż do swego, zgodnie z prawem końca. Tak samo przedstawia się sprawa z naszą planetą, z naszym systemem słonecznym i gwiezdnym oraz całym dialektycznym wszechświatem. Chociaż wszystko to z punktu widzenia naszej trójwymiarowej świadomości wydaje się niewypowiedzianie ogromne, to w Pistis Sophia, w stosunku do boskiego wszechobjawienia porównane jest z ziarnkiem pyłku. Jak ograniczona jest ludzka świadomość, która żyjąc w tym ziarnku pyłku musi się rozwijać i w tym „grobie umierania” obija się o swego bliźniego. Jest to świat ułudy, świat zwodniczy, podczas gdy nam wydaje się taki rzeczywisty.
Nauka Powszechna opisuje procesy we Wszechświecie, w którym dni objawienia i „Pralayas” zmieniają się kolejno jak dzień i noc, w astronomicznych miarach czasu, trudnych dla nas do wypowiedzenia. Ale w stosunku do życia jętki jednodniówki, również nie do pojęcia jest i nasze życie. Wszystko to ukryte jest w objawieniu drzewa poznania dobrego i złego, w życiu w rozdzieleniu. Jest to życie w „grzechu” z którego wszyscy powstaliśmy i z którego składa się nasz ludzki system aż do ostatniego atomu naszej istoty. Jądro duszy w nas i pierwotny mikrokosmos nie należą jednak do tego życia. Należą do Drzewa Życia i są z innego wymiaru: z Królestwa, które nie jest z tego świata. Cóż my, marne ludzkie istoty ułudy możemy uczynić, aby w nim uczestniczyć.
Po pierwsze: zobaczyć siebie w naszym zdemaskowaniu i w naszej ułudzie rozdzielenia. Poznać przez to naszych bliźnich, którzy znajdują się w tej samej sytuacji, w tej samej walce. Jeśli chodzi o nasze „ja”, musi się ono wycofać, stać się niczym, aby pozwolić rosnąć w nas prawdziwej duszy. My, którzy żyjemy, myślimy i sądzimy w ułudzie rozdzielenia, w grzechu, musimy wzejść w innym życiu, w życiu jedności, wolności i miłości. Co za spokój, co za łaska móc poznać to szczęście. Nie musimy już więcej korzystać z samoobrony, udawać, że się kimś jest, a w innych nie widzieć już więcej potencjalnego wroga, który sądzi nas według pozoru, według zewnętrznego wyglądu. Nie potrzebujemy już niczego. Bowiem ten Drugi w nas, prawdziwy człowiek duchowy jest i żyje, wolny od wszelkiego rozdzielenia. Boskie prądy, które muszą go odżywiać, znajdują dojście do niego tylko wtedy, kiedy nasze „ja”, wycofa się i w pełnym samooddaniu powierzy się tym prądom. Królestwo Boże, to Drzewo Życia jest bliżej niż ręce i nogi. Jest w nas i również we wnętrzu naszych bliźnich, którzy pozornie stoją poza nami. Ale, dla tego Drugiego w nas nie istnieje żadne na zewnątrz nas, tylko całkowite wzniesienie się do jedności wszechświata. Tylko ten Drugi w nas jest bez grzechu, gdyż jest boskim, żyjącym z promieniującej siły miłości Chrystusa, ze słonecznego Logosu, który wypełnia i przenika wszechświat. Jednak musi się objawić w nas i przez nas, a to może stać się tylko przez całkowite oddanie samego siebie wewnętrznemu królestwu i przez rozwój nowej świadomości.
Jakże pełna błogosławieństw jest łaska, która nas przyjmuje, przez którą uczymy się spoglądać na prawdziwe życie, które nierozdzielnie jest związane z nami. Chociaż dialektyczny wszechświat znajduje się jeszcze w rozwoju drzewa poznania dobrego i złego, to jednak powstał z boskiej siły miłości, która nie pozwoli zmarnieć dziełom rąk swoich. Jak bardzo zdegenerowany może wydawać się dialektyczny wszechświat podlegający wzejściu, kwitnieniu i przemijaniu na długiej drodze doświadczeń, ze świadomością działającą w ułudzie odosobnienia, to nie można wyobrazić go sobie bez promieniowania miłości, które obejmuje i przenika cały wszechświat. Każdy sąd, wypowiedziany czy tylko pomyślany, powstaje z ułudy rozdzielenia, z życia w grzechu. W ten sposób odgradzamy się od boskiego strumienia, który chce nas podnieść ze świata ułudy. Obyśmy trwali w tym boskim strumieniu w całkowitym samooddaniu się, aby nasze „ja” mogło umrzeć w Chrystusie.
Pentagram nr 3 – (1/1987)
Tytuły artykułów:
1. Transformacja świadomości.
2. Chrystian Różokrzyż jako źródło promieniowania.
3. Żyć bez „ja”.
4. Jezus Chrystus przed Piłatem.
5. Renesans gnostyczny.
6. Transfiguracja ciała eterycznego.
7. „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”.
https://rozekruispers.pl/index.php?route=product/product&path=49&product_id=94
https://rozekruispers.pl/index.php?route=product/category&path=49&limit=100
https://www.czasopismopentagram.pl/index.php/site/katalog…