ZNAKI CZASU

Ludzkość przeżywa dziś jeden z naj­większych kryzysów w dziejach his­torii. Dlatego dobrze by było określić swoje miejsce w świecie i dalszą drogę postępowania. Pozwólcie, że pod tym ką­tem widzenia rozważymy zadania Szkoły Duchowej Złotego Różokrzyża oraz drogę jej uczniów. Kto zetknął się ze Szkołą Du­chową, pozna ją lepiej, a kto już idzie swoją drogą w Szkole, motywacja jego być może się zmieni albo się umocni.
Od około 25 lat drastycznie zmieniają się warunki oraz stosunki życiowe na Ziemi. W nie­których obszarach życiowych trzeba mówić o stagnacji, a nawet o zamieraniu objawów życiowych.
Ponieważ nikt nie zna przyczyn zmian, dlatego też nikt nie wie, jak ten proces powstrzymać; pozostaje tylko bronić się i strzec przed dalszymi szkodami. Ale przeciw czemu mamy się bronić, nie wie nikt i tak winy szuka się przede wszystkim w innych. To inni zrujnowali gospodarkę, inni prowadzili fałszywą politykę, żyli bezwzględnie na koszt natury i ludzi itd. Słyszymy to codzien­nie.
To wzajemne oskarżanie s[ę i posądzenia jesz­cze bardziej zaogniają sytuację kryzysową i na­dają jej piętno samoutwierdzania w swoich prze­konaniach za wszelką cenę. I tak wiele konflik­tów wykazuje już wyraźne cechy paranoidalne. Charakterystyczne dla obecnej sytuacji jest również to, że postęp techniczny – jeżeli w ogóle chcemy użyć tego wątpliwego określenia – do­konuje się wyłącznie na polu zbrojeniowym. Dalszym następstwem tego samoutwierdzania na siłę jest coraz mniejsze przywiązywanie wagi do praw, norm i moralności w walce o stworze­nie sobie korzystnych warunków do utwierdza­nia się w tym życiu. W ten sposób w życiu społecznym tracimy każdy mocniejszy punkt oparcia i zaufania. Nic dziwnego, że wielu ludzi widzi przyszłość w ciemnych barwach, jako zagrożenie. Zapytajmy siebie samych, co kryje się za zewnętrznymi zjawiskami; jakie są przyczyny kryzysu dzisiejszej ludzkości.
W ostatnich dziesiątkach lat Szkoła Duchowa zwracała uwagę swoich uczniów na zmieniającą się sytuację. Wyjaśniała jasno i wyraźnie, że nieuniknionym następstwem tego będzie kryzys życiowy. W niedalekiej przyszłości życie takie, jakim teraz żyjemy, nie będzie już możliwe, ponieważ Ziemia i człowiek osiągnęły najgłębszy punkt materializacji i rozpocznie się okres od-materializowania grubosubstancjalnych form życiowych.
Proces odmaterializowania zostanie spowo­dowany przez zmienione promieniowanie elekt­romagnetyczne wysyłane z makrokosmosu. Has­ło „początek ery Wodnika” może tu służyć jako dalsze wyjaśnienie. Zgodnie z tym zmniejszy się siła ziemskiego pola magnetycznego. Doprowa­dza to do coraz mocniejszego przenikania pro­mieni kosmicznych na Ziemię.
Te atmosferyczne zmiany są głęboką przy­czyną dzisiejszego kryzysu ludzkości. Zmieniają one świadomość i powodują w ten sposób często cytowaną wyraźną przemianę wartości. Zmuszają człowieka do zrewidowania stanowi­ska wobec swojej dotychczasowej postawy ży­ciowej, do zdecydowania się: czy pozostać przy starym, trzymać się starych wartości, czy prze­stawić się na Nowe, ledwo wyczuwalne, i zaak­ceptować je. W ten sposób każdy decyduje o swej dalszej przyszłości. Decyzja jest wyrokiem na samego siebie.
W tej fazie odmaterializowania grubszych form życiowych ziemska istota planowo wypełnia swoje zadanie zmuszania swojej ludzkiej istoty do dalszego rozwoju, albo skierowania jej i prze­pychania przez różne formy stanu materii. Aby planeta Ziemia mogła wypełnić swoje zadanie, została uwzględniona we wspaniałym planie i celu makrokosmosu. Nic w tym planie nie jest zdane na przypadek. Krążąc wokół Słońca, a wraz z nim dookoła Drogi Mlecznej, planeta nasza przemierza obszary systemu słonecznego i dalszego makrokosmosu, podlegając ich wpły­wom. Jeśli uwzględnimy jeszcze wpływy róż­nych duchowych hierarchii, zobaczymy gigan­tyczny system wzajemnego tworzenia, pomocy, rozwoju i wpływów. Wyczuwamy to wspaniałe samorozwijające się tworzenie i kryjące się za tym. istoty duchowe.
Z tych związków i wzajemnych relacji uwolnił się człowiek, znając i wielbiąc tylko siebie same­go. Ale twórca, we wszystkim działający Duch stworzenia, nie porzuca dzieła swoich rąk. I tak człowiek został wyposażony w czworaki system osobowości, aby lepiej mógł poznać swój stan i w krytycznej fazie ludzkości sam zadecydować o sobie. Przyszłość wymaga przesunięcia życio­wego punktu ciężkości do świata subtelnej ma­terii, co prowadzi z powrotem do związania się z pierwotnym tworzeniem, albo skierowania się na drogę jeszcze intensywniejszych doświad­czeń. To nie jest przypadek, że ludzkość stoi przed tym progiem. Nie jest też przypadkowe, że nie można prowadzić dotychczasowego sposo­bu życia, a wszelkie próby upierania się przy nim są z góry skazane na niepowodzenie. Nie zdają się też na nic wszelkie optymistyczne usiłowania i wołania o zmianę życia i powrót do przeszłości i kontynuowania życia starym sposobem. Nie możemy obronić swego stanu bytu i naszego obecnego posiadania, jak również nie możemy zawrócić. Musimy leżący przed nami próg po­konać, tak lub inaczej.
Możemy jednak codziennie stwierdzić, że lu­dzie nic nie wiedzą o progu, który trzeba prze­kroczyć. Teraźniejszość odczuwają jedynie jako czas brzemienny w nieszczęścia, a przyszłość -jako zagrożenie życia. Wprawdzie w niektórych kręgach wiadomo już o nadchodzącej epoce Wodnika i o konieczności dostosowania się do warunków tego okresu. Bierze się tu pod uwagę dalszą możliwość przebywania w sferze z grubej materii przy zastosowaniu nowych sposobów życia, nowych form społecznych, nowej religij­ności, z nowym obrazem świata. Jednak nie bierze się tu pod uwagę rozpoczynającego się okresu odmaterializowania grubosubstancjal­nych form.
Ten powszechny stan niewiedzy i zapomnie­nia można odczuwać jako przygnębiający, i tak jest rzeczywiście. Jeszcze przed 2000 lat człowiek był świadomy tego, że jego prawdziwa istota pochodzi z duchowego świata i nie należy do świata materialnego. Tym tłumaczy się ów­czesne oczekiwanie na Mesjasza i przekonanie, że powinien się zjawić. Dziś jeszcze tylko w nau­ce ludzkość pokłada swoje nadzieje na wyba­wienie.
Teraz wobec pogrążenia się człowieka w za­pomnieniu i zamroczeniu umysłowym możemy zapytać: „Dlaczego duchowni i stojące na straży hierarchie dopuszczają do utrzymywania ludzko­ści w niewiedzy i nieświadomości przed progiem odmaterializowania?”
Sprawa przedstawia się jednak nieco inaczej. Gdyby nie przekonanie człowieka, że sam steruje swoim losem, mógłby zauważyć ogromne wysi­łki, które mają na celu wyzwolenie całej ludzko­ści z obecnego stanu. Nie chodzi przy tym o nowy początek życia w materii zakładający unikanie dotychczasowych błędów. Nie, chodzi o wyzwolenie od materii.
Zewnętrznym przejawem tych usiłowań jest praca Szkoły Duchowej Różokrzyża. Stoi za nią Braterstwo tych, którzy wyprzedzili nas na dro­dze stawania się prawdziwym człowiekiem. W Szkole Duchowej aktualizuje się w naszych czasach wszystko to, czego wielkie religie świata epoki aryjskiej dokonywały w przeszłości, a pra­ca poprzedzających nas Braterstw, szczególnie Różo krzyżowców, dochodzi do zamierzonego celu.
Już w roku 1615 klasyczni Różokrzyżowcy przewidując dzisiejszy czas pisali w swojej „Confessio Fraternitatis”: „I tak, o śmiertelni, musimy jedno wyjaśnić, a mianowicie to, że aby złagodzić ludzką nędzę – światu, który potem ma zginąć, Bóg postanowił oddać prawdę, światło i blask, którym pozwolił wraz z Adamem opuścić raj.”
Jeśli istotę naszych czasów sformułujemy bar­dziej kontrastowo, to możemy stwierdzić, że żyjemy w jednym z najbardziej deprymujących i najciemniejszych odcinków czasu ludzkiej his­torii. Nigdy jeszcze ludzkość nie oddaliła się tak bardzo od boskiego celu tworzenia, jak dziś. Ale też nigdy jeszcze nie była tak blisko możliwości uczynienia kroku, aby to oddzielenie od planu tworzenia, upadek w grzech uczynić niebyłym.
Naturalnie możemy zapytać: „Jak to się sta­nie? Czyżby miliony, ba, miliardy ludzi należało przepuścić przez bramy Szkoły Duchowej?” Te­go nie należy oczekiwać, byłoby to też zupełnie niemożliwe. Gdyby zaś tak było, powstałoby niebezpieczeństwo, że zapomnienie i zamrocze­nie mogłoby się również przedostać do Szkoły Duchowej. Czyż tedy tylko niewielu zostanie uratowanych, może tylko tych tak często cyto­wanych 144.000? Nie, będzie zupełnie inaczej!
Jesteśmy obecnie zalewani niezliczoną ilością wydarzeń. Żyjemy po prostu we wzburzonym oceanie szybko po sobie następujących zdarzeń. Jeżeli nawet nie dotykają nas one bezpośrednio, to jednak jesteśmy nimi dotknięci. Reagujemy bowiem na wszystko czego doświadczamy, co słyszymy, czytamy i widzimy. Reagujemy na to mentalnie i astralnie, a tym samym eterycznie i cieleśnie, to znaczy, że oddziaływują na nas wszystkie wydarzenia. Oddziaływania te obecne są nawet wtedy, gdy mówimy: „Niczego nie czytam; niczego nie słucham; nigdzie nie chodzę. Nie mam nic wspólnego z tymi wydarzeniami. Nic mnie one nie obchodzą.”
A jednak i wtedy oddziaływują na nas, gdyż mentalne i astralne reakcje naszych bliźnich wywołują pewne skutki w atmosferze. Jakby się w-niej odbijały; wtłaczają się w nią. Są ponad nami, dookoła nas i również w nas. Wdychamy je. W ten sposób jesteśmy związani ze wszyst­kim, co w dobrej czy złej intencji dostaje się do atmosfery ze świata idei i myśli. Nie ma na to rady, jak tylko stwierdzić, że wszystkie wydarze­nia w świecie należą do nas. Jesteśmy ich właścicielami, przywłaszczamy je sobie. Teraz wyobraźmy sobie, że żyliby na świecie ludzie, którzy w swej istocie odwróciliby od­dzielenie od boskiego tworzenia. Ludzie ci prze­zwyciężyliby świat, choć żyliby jeszcze w tym świecie. Byliby wprawdzie jeszcze jednymi z nas, ale nie byliby oddzieleni od boskiego świata.
Ludzie ci nie zwracaliby na siebie uwagi. Nie chodziliby w aureoli świętości, nie nosiliby jakiś szczególnych szat. Chodziliby do pracy i spełniali wszystkie swoje obowiązki. Można by tych ludzi poznać jedynie po tym, że nie mieliby problemów życiowych takich, jak my. Moglibyśmy stwier­dzić, że np. nie prowadzą sporów ani nie mają chęci do rozrywek, nie mieliby charakteru świa­towego, mieliby po prostu inny stan bytu niż my.
Wyobraźmy sobie dalej, że oprócz nich, w tym samym świecie istnieliby ludzie, którzy po róż­nych stopniach dążyliby do tego stanu.
Obok tego zdarzenia, jakim jest „Nowy Czło­wiek” czy „rozwijający się Nowy Człowiek”, nie moglibyśmy przejść obojętnie. Ten inny, zmie­niający się stan bytu tych ludzi nie pozostałby bez wpływu na naszą osobę. Nikt na- całym świecie nie zdołałby ujść przed atmosferyczno-materialnym oddziaływaniem takiego stanu by­tu.
Wielu ludzi tego rodzaju – w stosunku do całej ludzkości byłoby ich niewielu – spowodowałoby utworzenie się całkowicie szczególnej atmosfery dookoła kuli ziemskiej, nie dającej się zbadać i zmierzyć naukowo, ale mimo to odznaczającej się potężnym oddziaływaniem. W tej atmosferze odbijałby się inny stan bytu ludzkiego. To inne istnienie, inny stan duszy tych ludzi i nowa atmosfera stanowiłyby jedno. W tej atmosferze zawarta byłaby droga i dążenie, które prowadziło­by do stanu bytu wzniesionego ponad grubą materię, a przede wszystkim ożywiająca siła pier­wotnego tworzenia, ponieważ ona umożliwia osiągnięcie stanu prawdziwego boskiego istnienia. Sita ta jest tym, co wypływa ze Stwórcy; to Syn, Mądrość, Powszechna Wiedza i Miłość do tych wszystkich, którzy jeszcze nie osiągnęli tego stanu. Innymi słowy: Syn, Kosmiczna Siła Chrys­tusowa znów manifestowałaby się w ziemskiej atmosferze, odrodziłaby się w obłokach nieba, jak to powiedziano w Biblii. W ten sposób duchowa esencja, która w punkcie zwrotnym świata może przeprowadzić ludzkość przez próg odmaterializowania, byłaby znów do dyspozycji na płaszczyźnie ludzkiej. Mogłaby ona uwolnić ludzi od paraliżu spowodowanego przez materię i przenieść ich z powrotem do stanu bytu bo­skiego tworzenia.
Nowy typ człowieka i spowodowana przez niego atmosfera byłyby, można by tak powiedzieć, transformatorami wpływów promienio­wania ze Wszechświata, które zapoczątkowały­by odmaterializowanie ziemskiego życia. Nowi ludzie byliby jednocześnie tłumaczami, interpre­tatorami. Przez swoje działanie, przez swoją obecność mogliby przestrzec nieświadomą ludz­kość, taką jaka jest teraz, że musi ona totalnie zmienić swoje życie. Pojawienie się tego typu ludzi zaoszczędziłoby ludzkości wielu cierpień i trosk, tysięcy lat błądzenia czy tkwienia w miej­scu. Nowi ludzie byliby, wspominając jeszcze raz Biblię, tymi sprawiedliwymi z Sodomy i Gomory, którzy mogliby odwrócić cierpienia, przynaj­mniej na tak długo, aż ludzkość stałaby się bardziej dojrzała, wewnętrznie doświadczona i mogłaby rozpocząć powrotną drogę do bo­skiego tworzenia.
Mówiliśmy o tym często, żebyście mogli sobie wyobrazić pojawienie się zupełnie innych ludzi i atmosferę, która opasuje świat. Sugerowaliśmy, że wszystko to jest jeszcze w sferze przyszłości. Jednak ta przyszłość rozpoczęła się od dawna; ona już dawno istnieje; już dawno stała się rzeczywistością. Tak jak również istnieją pierw­sze oznaki wpływów odmaterializowania, oraz ludzie posiadający nowy stan bytu. Na całym świecie są ludzie, którzy dążą do osiągnięcia takiego stanu. Ma to miejsce we wspólnotach Szkoły Misteriów Złotego Różokrzyża.
Czy rozumiecie teraz zadanie nałożone na Różokrzyżowców? Czy rozumiecie teraz, dlacze­go klasyczni Różokrzyżowcy mogli przepowie­dzieć: „że, aby złagodzić ludzką nędzę, światu, który ma potem zginąć. Bóg postanowił oddać prawdę, światło j blask, którym pozwolił wraz z Adamem opuścić raj.”?
Czy rozumiecie już, że najpierw chodzi o to, aby zorganizować grupę pionierów, która, poprzedzając ludzkość na jej dalszej drodze roz­woju, stworzy odpowiednie warunki atmosfery­czne i w ten sposób utoruje drogę? Że głównie chodzi o to, aby przy pomocy tej nowej atmo­sfery poprowadzić ludzkość na jej drogę roz­woju, z powrotem do pola boskiego tworzenia tak, jak to w tej chwili jest możliwe? Że chodzi o wydobycie jej z zastoju, do którego doprowadziły ludzkość planowo działające wpływy makrokosmiczne, aby wydobyć ją z upadku w mate­rię? Że istnieje bezpośredni związek między po­jawieniem się makrokosmicznych wpływów a wystąpieniem obecnych Różokrzyżowców?
Bywa, że wstępujący do Szkoły Duchowej jest skłonny mówić o swoim doskonaleniu się i uwal­nianiu. Jest to jednak tylko początek; na jego drodze tkwią jeszcze liczne przeszkody. Gdyż wyrażenia takie jak „to moje”, „tamto moje” świadczą, że takie „bycie” nie może być moty­wem pionierskiej drogi. Kto przezwycięży siebie samego, swoje ja i panowanie ciała fizycznego, zna tylko jeden motyw: Pomagać ludzkości w marszu. Już tylko ten motyw wystarcza, aby znów włączyć się do tworzenia. Człowiek taki wie, że tworzenie samo się sławi i rozpowszech­nia przez swoje stworzenia, a także pomaga przez ludzkie głowy, serca i ręce.
Kto chce iść z nami tą drogą, kto samego siebie chce przezwyciężyć, aby służyć ludzkości i two­rzeniu, niech przyjdzie do nas i idzie z nami. Pozwólcie nam wspólnie pomagać innym, aby życie na Ziemi przekształcić według przyjętego przez nas Ducha.
Pentagram nr 7 (2/1990)
1. Pluton: „Dotąd i nie dalej”.
2. Znaki czasu.
3. Decyzja jako zadanie.
4. Promieniowanie jądrowe a dematerializacja.
5. Podbój atomu.
6. Za późno.
7. Muzyka współczesna przykładem dekadencji.