ZAMIEŃCIE CIEŃ W ŚWIATŁO

Otóż, kto mówi – piękne,
stwarza jednocześnie − brzydkie,
kto mówi − dobre
stwarza jednocześnie − złe.
Istnienie powoduje – nieistnienie,
zagmatwanie powoduje – prostotę,
wysokie powoduje – głębokie,
głośne powoduje – ciche,
pewność sprawia − niepewność,
teraz sprawia − kiedyś.
Zatem także powołany:
jest dzielny, nie pracując,
mówi, nie mówiąc.
Ma wszystkie rzeczy w sobie,
ujęte w jedności.
Tworzy, ale nie posiada.
Spełnia życie,
nie oczekując żadnego powodzenia.
Ponieważ nie pragnie,
nigdy nie cierpi z powodu straty”.

Lao – Tse

Oświecony żyje w świetle. W świetle nie ma cienia, nie ma ciemności, w przeciwnym razie nie byłoby światła. Oświecony jest bez cienia. Nie mówi: „tak jest ładnie” albo: „tak jest brzydko” − „to jest dobre”, albo: „to jest złe”. Posiada on wszystkie rzeczy w sobie, uchwycone w jedności, a ponieważ nie żąda i nie odrzuca, nie cierpi z powodu straty. Kiedy mówimy „piękne”, wydzielamy je. Jeżeli mówimy „niedobre” i tak myślimy, albo nawet czujemy, odgraniczamy. A gdy mówimy „wysokie” stwarzamy niskie. To, co zostaje oddzielone, tworzy cień. Nie znika, dlatego, że je wykluczamy, gdyż nic nie może zniknąć. Gdzież mogłoby zniknąć? Czyż wszystko nie jest jednością? Ale wyłączone wyraża się wtedy inaczej: jako wyparte, niewolne, postawione jako cień poza światłem. Istoty, które nie żyją w jedności zawsze mają taki cień. Jest to objawiająca się dwoistość, w której biegunowość, przeciwieństwa nie są widziane i akceptowane jako oba bieguny jednej rzeczywistości, jednego i tego samego życia. Człowiek-ja jest człowiekiem, który rozdziela i nie wszystko akceptuje. Czego nie przyjmuje, a co jednak istnieje, nosi ze sobą jako cień. Identyfikuje swoją osobowość z tym, co akceptuje. To staje się potem „obrazem” jego samego, który jednak nie zgadza się z rzeczywistością. Uważając siebie samego za sprawiedliwego, wyklucza możliwość, że choć raz mógłby być niesprawiedliwym. Swoją sprawiedliwość ocenia się wtedy bardzo wysoko i powstaje osąd co do wartości, obliczanie i rozważanie wszystkiego za i przeciw. Człowiek staje wtedy po tej stronie, a nie po drugiej, ponieważ jedno wydaje się dobre, a drugie nie. Skłonność do wyłączania jednego bieguna stanie się przyzwyczajeniem, które wkrótce doprowadzi do niewolnictwa i które wytrawi się we krwi oraz wypaczy rzeczywistość. Wszystko, czego do naszej tożsamości nie chcemy przyjąć, czego nie chcemy przeżyć, nie jest w świetle, nie jest w życiu, nie jest w rzeczywistości, nie jest w prawdzie − tylko obok. Tworzy to cień, nasz cień, który powstaje bezpośrednio z naszych obrazów myślowych, które tworzymy, które wyobraża sobie nasze ja, a których jednak nie jesteśmy świadomi.

„Wszystkie odrzucone możliwości rzeczywistości, których człowiek przed sobą nie widzi albo nie chce widzieć, oznaczamy jako cienie. Ponieważ człowiek ich nie widzi, nie uświadamia ich sobie. Cień jest największym niebezpieczeństwem dla człowieka, ponieważ człowiek go posiada, nie znając go i nie uświadamiając go sobie. Wszystko, co człowiek nieświadomie w swoim cieniu kryje i czego właśnie najbardziej obawia się spotkać u samego siebie − rzutuje jako anonimowe zło na świat zewnętrzny”. Zatem to, czego człowiek najwięcej obawiałby się u siebie zobaczyć, trzyma go najczęściej w ciągłym ruchu i wywołuje u niego zawsze trwogę i postawę obronną. Przy tym nie wie i nie jest świadomy faktu, że trwoga powstaje z odrzucenia własnej rzeczywistości. W tej ślepocie, w tym niewidzeniu, człowiek zaplątuje się. Aż do śmierci będzie związany ze swoimi identyfikacjami i projekcjami i przez nie zniewolony. Te projekcje i identyfikacje demonstrują wyłączanie i ukazują cień. Projekcja oznacza, że to, czego w sobie nie chcemy akceptować, przenosimy na zewnątrz, aby tam je ujrzeć i zwalczyć. Nie mamy wtedy z tym nic więcej do czynienia, bośmy się od tego uwolnili. Ale jest to iluzja, ponieważ ja, które jest uformowane wyłącznie ze wszystkiego, z czym się identyfikuje, jest odpowiedzialne za nasze odosobnienie od całego istnienia. Nasze ja nosi to wykluczanie jako cień wokół siebie. Cień jest ciemny, obciążający, budzący lęk i jak łańcuch pęta więźnia. Cień jednak nigdy nie egzystuje samodzielnie, jest związany ze światłem rzeczywistości i jeżeli chce zniknąć, musi powrócić do światła. Musi stać się światłem. Dlatego szukający światła zawsze będzie spotykał swój własny cień, ba, swój własny cień będzie musiał wpierw przenieść do światła, swój własny cień musi przekazać światłu. Taki człowiek będzie musiał przyjąć nikczemne, podjąć wykluczone, uwolnić niewolne, żyjąc obydwoma biegunami w sobie, nie tylko w duchu, ale i całą swoją duszą i swoim całym ciałem. Kiedy bowiem pozostaje w nas nawet najmniejsze wyobrażenie o dobru albo złu, zmarniejemy przez nasz cień. Cień prowadzi nas do śmierci, która jest cieniem życia. Cień nas mocno trzyma, nie wypuszcza, przeszkadza nam żyć pełnią życia. Także, choćby z najmniejszą ideą jakiegoś cienia nie znajdziemy się w pełni światła ani w pełni życia, ani w jedności. Śmierć, cień i zło są wówczas także jak najściślej ze sobą powiązane. Obciążyliśmy obraz cienia wszystkim, czego nie uważamy za dobro, a co nazywamy złem. Tego, czego nie uważamy za dobro − nie chcemy widzieć, wypieramy, tłumimy, a co wypieramy − wypędzamy z naszej świadomości. Tak stwarzamy nieświadomość i spychamy do niej wszystko, czego nie chcemy i co nam nie odpowiada. Z tą podświadomością nie chcemy później mieć nic do czynienia. Nie znamy jej. Ale ona jest! Jako ciemna rzeczywistość przypomina się nieustannie, jako napięcie w obszarach nieświadomości. Napięcie to wyciąga swoje macki na zewnątrz i tam, gdzie spostrzeżemy to niedobre i to niechciane, będziemy je zwalczać. „Działanie takie jest dla nas koniecznością. Wydaje się nie tylko usprawiedliwione, lecz nawet etycznie i moralnie konieczne, do zwalczenia i wytępienia tego cienia, tego zła, gdziekolwiek i jakkolwiek by się nie manifestowało”. I człowiek nie widzi tego, że w innych zwalcza swoją własną podświadomość, swój własny cień i swoje własne przytłumienie.

Nie świat jest zły, lecz perspektywa tego, który się identyfikuje z dobrem i walczy przeciwko złu. Oczy tego, który jest samotny, nie mogą spostrzegać inaczej, jak oddzielnie i dzieląco. Człowiek stoi pod urokiem tak koniecznej, jak mu się wydaje, walki przeciw złu, że nie zauważa, że jego wszystkie starania są daremne i ciągle muszą się kończyć niepowodzeniem, ponieważ dobro i zło to dwa aspekty jedności i dlatego dla dalszego ich istnienia są od siebie zależne. Dobro żyje ze zła, a zło z dobra. Kto świadomie podtrzymuje dobro, nieświadomie odżywia zło. Walka przeciwko złu pozwala nam przeceniać dobro. Tym przecenianiem zdobimy często obłudę, pozorne dobro, którym bardzo chętnie maskujemy naszą nicość i naszą drażliwość. Nie chodzi bowiem o dobro, które może być tylko dobrem, gdyż tylko ono służy jedności, ale chodzi o dobro, które wyłącza i przez to dobrem być nie może, ponieważ powoduje napięcia i spory.

To jest w skrócie. Innymi słowy, jest to historia stworzenia człowieka-ja, historia upadku i grzechu pierworodnego. Podczas tego upadku spada człowiek z jedności w dwoistość. Człowiek sam stwarza tę dwoistość, niewolę. On sam wypędza się z raju. I czyni to codziennie. Stwarza dwoistość swoim oddzielającym myśleniem. Jak długo żyje w tej dwoistości, stwarza grzechy, odosobnienie, oddalenie i wypada z jedności. Słowo „grzech” (Sünde) i „odosobnienie” (Absonderung) są semantycznie spokrewnione (dotyczy to języka niemieckiego). Istota dwoistości, tego oddzielającego, jest grzechem. Grzech jest dzieleniem jedności. To jest jedynym złem. Widzieć dobro i zło, każde z osobna i oddzielać je od siebie, jest właśnie złem, z którego powstaje śmierć i ciemność. Nie ma tez żadnego sensu walka przeciwko złu. Sens ma tylko zwracanie uwagi na to, co dzieli, co rozróżnia. Przy tym rozróżnianiu nawet Boga przeciwstawiliśmy diabłu, mimo że Bóg nie może mieć żadnego przeciwnika, ponieważ w Bogu jest wszystko, a więc także diabeł. W Bogu nie ma dwoistości, żadnej biegunowości, on jest Jednią. Zbawieniem od grzechu jest osiągnięcie jedności. Dla człowieka, który próbuje uniknąć połowy rzeczywistości, nie jest możliwe osiągniecie tej jedności. To więc czyni drogę do jedności tak trudną, ponieważ dwoistość musi być zniesiona w sobie samej. Człowiek musi nauczyć się stać poza dobrem i złem: po pierwsze w sobie samym, po drugie w stosunku do innych ludzi, po trzecie w stosunku do świata. Człowiek nie może tylko troszeczkę odejść od tej dwoistości, ale musi to uczynić całkowicie. Należy totalnie wystąpić z tego świata dobra i zła. Świat dobra i zła jest ciemnością. Tę ciemność musi przejść w poprzek każdy szukający światła. Trudny egzamin, który każdy musi sam zdać, nie oznacza ponoszenia ciężkich strat, ofiar, lecz jest zawsze konfrontacją z własnym cieniem. Polega ona na przygnębiającym uczuciu, że wszystkiemu, co się kiedyś odrzuciło, trzeba spojrzeć w twarz. Twarz i ręce są jedynymi nieosłoniętymi częściami ciała. Komuś, albo czemuś spojrzeć w twarz, znaczy, widzieć je odsłonięte, widzieć je takimi, jakimi są. To znaczy spostrzegać i rzeczywiście pojmować. Przyjmować własnymi, gołymi rękami, oznacza: więcej nie odrzucać, rozdzielone złączyć, nieprzejednane pojednać. Wtedy rozpali się miłość, a bez miłości nie ma żadnego życia. W miłości, która jest jednością, zawarte jest darowanie winy, w niej zniknie ukryte napięcie wynikające z rozdzielenia, wyłączenia, a przez to przeminie śmiertelna trwoga.

Przyjmować zło, jako własną biegunowość i dwoistość wymaga odwagi. Odwaga jest siłą. Chodzi tu jednak o odwagę bez walki, o spokój. Oznacza to zdobycie się na taką odwagę, aby wytrwać w równowadze bez zadośćuczynienia. Któż może stwierdzić, że może poznać własną winę? Przyjąć coś, przeciw czemu broniliśmy się, co przed sobą samym określaliśmy i odczuwaliśmy jako zło − oznacza nie iść już za własnymi myślami, oznacza spojrzeć na siebie z dystansu i odstawić swoje ja. Stracić swoją twarz, swoją osobowość, swoje posiadanie. Zostaje przydana własna wina znajdująca się w nas samych i poza nami, która zawsze powstaje przez dwoistość. Jeżeli się zło oddziela od dobrego, musi się zła unikać. Jeżeli tego nie czynimy, jesteśmy winni. W dwoistości jesteśmy wszyscy bez wyjątku dłużnikami, grzesznikami. Ta wina musi zostać przyjęta. To jest dla człowieka najtrudniejsze. Człowiek pozoru nie potrafi tego, ponieważ w ten sposób musiałby się przyznać do swojej małości, a być małym znaczy, stracić swoje znaczenie, swoje grupy, swoje wyniki, swoje normy, porzucić swe mocne stanowiska. Nie, tego nie potrafi upadły człowiek. Jedność w nim, to, co nie może upaść, pędzi go jednak do pełnego życia. Nie ma człowieka, który nie kocha życia. Życie postępuje tylko jednym strumieniem.

Tym strumieniem jest prawda, to jest jedyna droga do życia. Nieprawda prowadzi do śmierci, do cienia, do niezgody. Szukaj prawdy. W Ewangelii Tomasza, napisano: „Jeżeli szukacie, nie powinniście przestać szukać aż nie znajdziecie. A jeśli znajdziecie, będziecie wstrząśnięci, a skoro będziecie wstrząśnięci, będziecie się dziwić i będziecie panować nad całym wszechświatem”. Tak, na tej drodze będziecie wstrząśnięci, zaniepokojeni i przerażeni. Będzie Wam zabrany spokój i oparcie, a przez utratę tego oparcia spotkacie się z Waszą jaźnią, która tę podstawę spokoju stworzyła jako namiastkę, jako obronę przeciwko temu, czego nie przyjmujemy. Jesteśmy aż do krwi niewolnikami tej namiastki, tych surogatów, one przeszkadzają nam widzieć prawdę. Przez pewien okres czasu te namiastki dają nam satysfakcję. Ofiarowują nam w czasie i dwoistości uwolnienie, a ponieważ wtedy jesteśmy czasowo, chwilowo uwolnieni, nie szukamy dalej. Zaspokajamy nasz głód, sami siebie uspokajamy, ale nie ma rzeczywistego spełnienia, nie ma prawdziwej wolności. Napięcie drga pod skórą, w każdym włóknie, następnie jako wewnętrzny ucisk, który wzmaga reakcje unikania i tłumienia, a tu nie może się już wyładować inaczej, jak tylko poprzez gwałt, niepokój, trwogę, przywary i wady. Napięcie objawia się także i z innej strony, w przeciwstawnym znaczeniu: w zajmowaniu się walką o ideały, humanizm, cnotę, itd., gdyż napięcie jest energią, a energia prowadzi do ruchu. Energia musi płynąć, a przy pomocy energii możemy konkretyzować swoje wyobrażenia, nadać im postać i wyrazić je. Wszystkie możliwe systemy powstałe w dwoistości, noszą także oznakę nierówności, ponieważ zrodziły się z myśli i uczuć, które wypadły z jedności życia. Dlatego jesteśmy niewolnikami dwoistości, czasu i śmierci. Jest tym przeniknięte nasze myślenie, nasze czucie, po prostu nasza świadomość. Niewolnik jest wyzyskiwany i manipulowany. Niewolnika można wykorzystać do ostatnich granic. Niewolnik jest ciągle uciskany i nie jest wolny. Żyjąc jest umarły.

Niewolnym być, oznacza już więcej nie szukać. Niewolnym być, oznacza nie dopuścić prawdy, pozostać niewolnikiem, być zadowolonym z namiastki życia i pogodzić się ze swoim stanem, a ze strachu, wygodnictwa i zaślepienia tkwić w miejscu. Szukający światła szuka Życia, szuka tylko Światła. Światło jest wszędzie, w nim i poza nim. Szukający światła szuka tylko jednego połączenia, połączenia ze światłem. Nie pozwala się za trzymać przez żadne inne więzy, ponieważ każde zatrzymanie się, każdy bezruch, każda forma może prowadzić do niewolnictwa: pieniądze, moc, wpływy, znajomości, godności, zadowolenie, jedzenie, asceza, religijne obrazy myślowe, powszechne obrazy myślowe itd. prowadzą do niewoli. Cokolwiek by to było, wszystko może prowadzić do niewolnictwa i znów możemy zaniedbać się w uwalnianiu się od naszej niewoli. Niewolnictwo jest tchórzostwem, które nas wstrzymuje od dążenia do prawdziwego życia. Niewolnictwo jest brakiem. W niewoli, w niewolnictwie niedostatek rzeczywistości zostaje zastąpiony przez wyobrażenia myślowe. Rzeczywistości nie musi się zastępować. W Rzeczywistości nie ma żadnego braku, gdyż jest w niej wszystko obecne i wszystko możliwe. W Rzeczywistości niczego się nie wyłącza, w niej wszystko jest Światłem. Szukający światła jest na drodze do tego wszystkiego, to, co spotka w drodze przeżywa całkowicie. Żyć w pełni, oznacza być jednym z wszelkim życiem. Każde zdarzenie jest możliwością, zaproszeniem do prawdy. Poprzez każde zdarzenie, przez każdego człowieka możemy poznać siebie samych. Zawsze, ciągle, widzimy nasze reakcje jak w lustrze. Warunkiem takiego spostrzeżenia jest jednak niepodzielna uwaga. Uwaga musi być skierowana do wnętrza, na reakcje we własnej istocie i wtedy rzeczywiście widzi się odbicie tych reakcji w innych, przez to, co się zdarza. I nie wolno przy tym zatrzymywać się, niezależnie od tego, jakiekolwiek by to były reakcje. Nie należy się z tym wiązać ani z dobrem, ani ze złem, ale trzeba iść dalej.

Uczenie się, oznacza akceptowanie i dalsze kroczenie, niezatrzymywanie się w poszukiwaniu, przyjęcie każdego wyzwania, jakie nam rzuca życie. Życie jest wszystkim, zawiera wszystkie możliwości. Dlatego nigdy nie jest osiągalne, nie ma początku i nie ma końca. Nie wiążcie się, nie pozwólcie się niczym zniewolić, gdyż jest to bezruch, spoczynek, a życie jest wszystkim. Życie jest ruchem, ruchem poruszającym cały byt. Ponieważ Życie nie wyłącza, ale wszystkiemu istniejącemu daje tchnienie życia, jest życiem, miłością. Bez tej miłości jesteśmy niczym. A dlaczego? Tu zbliżamy się do głębokiego misterium Chrystusowego. Śmierć na krzyżu jest pojednaniem, pojednaniem się przeciwników. W drodze krzyżowej będzie wszystko przebaczone, cała wina będzie darowana, nie przez oddzielenie, ale przez stopienie, przez połączenie ze wszystkim, co było oddzielone. I to jest miłość: wszystko przyjąć. W miłości nie ma dualizmu, żadnego za i przeciw. Miłość jest życiem. Życie jest miłością. Życie i miłość są jednym. W tej miłości wstąpienie Chrystusa do piekieł, jest rozumiane jako zmartwychwstanie siły Światła z serca tej ziemi. To światło miłości doprowadza diabła do Boga. Materia i duch stapiają się w jego sile, w nim może wszystko zginąć. Początek każdego nowego życia jest przeto także życiem w jedności: miłością. Oto posłannictwo naszej ery. Posłannictwo to wibruje w eterach naszej planety, jest napędem życia. Umieraj śmiercią krzyżową, pozwól umrzeć całej dwoistości. W umieraniu nie pozostaje nic ze starego, nic! Skoro nic nie pozostaje, istnieje więc tylko życie − Światło, nie ma żadnego cienia, nie ma żadnej śmierci. O człowieku-ja nie ma już więcej mowy, wzniósł się do jedności. Nowonarodzona dusza i światło to jedno, nie ma w niej żadnego cienia. Chrystus zstąpił do piekieł, spojrzał w twarz szatanowi, przyjął go własnymi rękami i doprowadził do Ojca wszelkiego życia. Uczynił to faktycznie. To jest miłość: własny cień zamienić w światło. Skonfrontujcie swoje własne ja z jego wykluczeniem, tak, aby ostatecznie zniknęły wszelkie identyfikacje i wszelkie projekcje. Jest to jednocześnie końcem ja, końcem cienia. Rzeczywistość, prawdziwa jaźń, wypełnia wtedy formę, ciało. Forma jest wtedy związana ze źródłem miłości i w każdej innej formie widzi tę samą możliwość miłości. Dlatego Lao-Tse mówi, że powołany wypełnia życie, ponieważ wszystkie rzeczy zawiera w sobie.

Pentagram nr 2 (2/1986)

Tytuły artykułów:
1. Głos w grocie
2. Zamieńcie cień w światło
3. Uniwersalizm
4. Mądrość Lao-Tse
5. Światło Duchowego Słońca
6. Chrystus, żywy prototyp prawdziwego człowieka
7. Nie przyszedłem by przynieść pokój, lecz miecz

https://www.czasopismopentagram.pl/index.php/site/katalog