NA RÓWNINACH WAHAŃ

Nie będzie żadną przesadą stwierdzenie, że w czasach, w których żyjemy, widzimy z jednej strony narastający chaos, a z drugiej przebijające się, wyraźne, jasne i zazwyczaj oślepiające światło. Symptomami tego chaosu są większe i mniejsze pola walki na całym świecie, podczas gdy uniwersalne światło objawia się w głowach i sercach tych, którzy chcą wyrwać się z przymusu życia między przeciwieństwami i uczą się, jak tego dokonać. Chaos ten wskazuje na upadek spróchniałych struktur iluzji i oszustwa. Wszystko penetrujące światło prowadzi osobę poszukującą prawdy do coraz większego zrozumienia, którą drogą należy podążać, by móc zająć swoje miejsce w nowej fazie rozwojowej planu Boga.

Żyjemy obecnie w groteskowych czasach. Ludzi opanowuje lęk, gdy zdają sobie sprawę z tego, że pomimo wszelkich pertraktacji i planów rozbrojeniowych, wciąż pozostaje wystarczająco dużo broni, by zmieść ludzkość z powierzchni ziemi. Jednakże, jeśli chcemy, możemy przezwyciężyć ten strach i możemy nauczyć się widzieć względność naszego kruchego życia. Możemy oderwać się od śmierci. Gdyż śmierć nie jest niczym innym, jak tylko pozostawieniem domu, który uznano za nie nadający się już dłużej do zamieszkania. W tym sensie wzrastająca przemoc i horror zagłady nie mogą uszkodzić kogoś, kto nauczył się nie angażować w to. I w ostateczności to odcięcie się jest konieczne. Nie ma już czasu na filozofowanie o interesujących kulturach, kiedy upadają one na naszych oczach. Nie ma już dłużej czasu na wygrzewanie się w mistycyzmie, gdyż energia, która nie zostanie użyta we właściwy sposób, spali nas. Nie zostało już czasu na dyskusje o bardziej lub mniej inteligentnych rozwiązaniach, gdyż większość słów jest nieszczera, a niezliczone działania niosą ziarna zniszczenia i śmierci. Szczególnie nasze myśli są potencjalnymi trucicielami, prawdopodobnie najgorszymi ze wszystkiego.

Każdy jest konfrontowany z chaosem, który nie ogranicza się jedynie do krajów z pięknych prospektów biur podróży, stoi już przed naszymi drzwiami. W wielu przypadkach zakradł się do naszych domów i atakuje wszystkie nasze dobrze chronione wartości. Jeśli mamy w codziennym życiu do czynienia z dziećmi, to zauważamy, że współczesne dzieci bardzo różnią się od tych ze „starych, dobrych czasów”. Młodzi ludzie rzucani są to tu, to tam jak piłeczki pingpongowe i jest to dla nich bardzo realne doświadczenie. Stoją oni w samym centrum chaosu naszych czasów. Są bezpośrednio manipulowani przez siły, które zostają uwolnione, gdy stare wartości przestają istnieć i dawne pola magnetyczne rozpadają się. Młodzi ludzie nie są chronieni przed tą przemocą i doświadczają jej. Często także wyrażają to w uderzająco jasnych słowach. Wzdrygają się, gdy doświadczają tych emocjonalnych fal, które chcą ich pochwycić.

DIALEKTYKA NIE ZACZYNA SIĘ NA PROGU

Nasze czasy są zdumiewające. Na ludzkość wylana została lawina katastrof. Wszystko, co nie jest mocno zakorzenione w normach nowej ery, zostanie zmiecione z powierzchni ziemi. Chaos staje się coraz bardziej wyczuwalny, lecz jednocześnie przenikające światło udziela inspiracji i pocieszenia naszym cierpiącym sercom. Jest to ogromna walka między ciemnością a światłem, desperacka ucieczka ciemności przed odkrywającym prawdę światłem. Niektórzy uczniowie Szkoły Duchowej Złotego Różokrzyża mówią o dialektycznej naturze jako o szkodliwym i złym świecie zaczynającym się gdzieś z dala od progu ich domostwa. Trudno o większy błąd. Każdy człowiek, aż po komórki ciała, jest częścią natury dialektycznej, to znaczy jest przywiązany do koła powstawania i przemijania. Odnosi się to także do naszego własnego domu, do naszych codziennych wysiłków i nawet do tych rzeczy, o których niektórzy uczniowie mówią: „Ja już tak nie postępuję”. Także uczniowie, zarówno początkujący jak i zaawansowani, wciąż mają mnóstwo starych dialektycznych naleciałości, które powinny skłonić ich do poważnego zastanowienia się. Ktoś kiedyś powiedział: „Myślenie to przetasowywanie uprzedzeń”. Myślenie, aktywność ludzkiego umysłu, nie dostarcza nam nowych punktów widzenia. Ten rosnący chaos i badanie jego podstaw nie wzbudza optymizmu.

Lecz istnieje inne myślenie, które zasługuje na naszą uwagę. Załóżmy, że istnieje plan Boga dla naszego świata i jego fal życiowych. Załóżmy dalej, że ten plan osiągnął taki poziom rozwoju, że wielka liczba dusz może zostać uratowana od upadku. W takim razie, czy nie byłoby naiwnością wierzyć, że sześć i pół miliarda ludzi zamieszkujących naszą planetę, z całym ich bogactwem, potęgą i technologią mogłoby, choć przez chwilę, oprzeć się temu planowi? Ten opór mógłby nieco utrudnić przebicie się Światła i doprowadzić do wielu katastrof. Ludzkość stworzyła, indywidualnie lub zbiorowo, wiele przeszkód stojących na drodze tego procesu. Lecz powodzenie jest pewne. Wszystko, co stoi na przeszkodzie tego planu Boga, zostanie usunięte przy pomocy łagodnych lub ostrzejszych środków.

„CHCEMY NAJPIERW JESZCZE CHWILKĘ SIĘ ROZEJRZEĆ”

Chaos jest konsekwencją naszej odmowy współpracy w rozwoju boskiego planu; jest to ociąganie się z reakcją na światło, które chce ocalić ludzkość i wznieść jej życie na wyższy poziom. Światło to konfrontuje ludzi z wypełnieniem celu ich życia: albo wznoszenie się ku światłu i ze światłem, albo upadek ku ciemności i z ciemnością. Usłyszeliśmy kiedyś, jak młodzi ludzie, którzy zostali postawieni przed ścieżką wyzwolenia powiedzieli: „Szukaliśmy tej ścieżki, lecz nie spodziewaliśmy się, że już teraz ją znajdziemy. Chcemy najpierw jeszcze chwilkę się rozejrzeć”. Kto mówi w ten sposób, zamyka drzwi. Któż wie, kiedy będzie mu ofiarowana nowa szansa.

Zatem chaos wzrasta. Niepewność przeważa, ponieważ ludzie nie są jeszcze w pełni przebudzeni i ograniczenie ich świadomości trzyma ich z dala od jasnego postrzegania. Nie zrozumcie tego niewłaściwie, nie chcemy tu uogólniać. Tego, kto nie zatrzasnął tych drzwi i kto wstąpił na ścieżkę wyzwolenia, nie trzeba już zachęcać. Jednakże, kto wierzy, że idzie tą ścieżką, lecz marzy o swych własnych osiągnięciach i zaletach, jest jak człowiek, który czekał u bram nieba na to, by się otworzyły, a obudził się, gdy zostały one ponownie z hukiem zamknięte.

A kto się wciąż waha… czyż nie jest naszym bliźnim w opresji. Te bodźce życiowe mające na celu zachowanie czujności i ciągłe zastanawianie się, są przeznaczone dla niego. Gdyż mądrość ludowa głosi: „Na równinach wahań leżą kości niezliczonych milionów ludzi, którzy w drodze po zwycięstwo usiedli, by odpocząć, i gdy tak siedzieli w tym miejscu, umarli”.

WYSTARCZAJĄCO SILNI WEWNĘTRZNIE, BY WCIĄŻ IŚĆ NAPRZÓD

W życiu każdego człowieka nadchodzi ten zasadniczy moment, kiedy zostaje rozpoznana prawdziwa ścieżka wyzwolenia. Lecz w tym samym czasie dają o sobie znać także siły przeciwne. Wtedy musimy udowodnić, czy nasza wiara jest wystarczająco silna, czy proces Chrystusa w naszym sercu okazał się owocny, czy kandydat już przezwyciężył lęk i odrzucił wahanie. Wtedy jasne będzie, czy wołanie Gnozy znalazło odzew i czy człowiek jest na ścieżce wyzwolenia i posiada wystarczająco dużo wewnętrznej siły, by wytrzymać do końca. Gdyż ścieżka wewnętrznego wyzwolenia wymaga niezmiennej wierności, pomimo chaosu, niedoli i nieszczęścia. Kto udaje się na spoczynek, tego zmorzy sen, który zawęża świadomość i gasi wschodzące wewnętrzne światło. Lecz ten, kto przekracza równiny wahania, w wytrwałości i na bazie prawdziwie głębokiej wiary, nie będzie pławił się po raz setny lub tysięczny w fałszywym odpoczynku i doświadczał śmierci wewnętrznego słońca. Ten poszukiwacz jedynej prawdy, ten idealista, ta obudzona istota ludzka na drodze do wyzwolenia, otrzyma moc, i wgląd, i miłość, które będą prowadzić ją przez chaos do wiecznego światła, które przenika jej świadomość i całkowicie ją przemienia.

Czy my należymy do tych idealistów? Jeśli człowiek pracuje do późna i kładzie się spać całkowicie wyczerpany, to raczej nie będzie mu się chciało zacząć pracować następnego ranka. Powieki ma jak z ołowiu, ciało nie reaguje na słabe impulsy woli, budzik dzwoni na próżno i wypełnia go miłe osłabienie, które sprawia, że całe poczucie odpowiedzialności ulatnia się. I nagle budzi się! Za późno! Możliwości, jakie można było wykorzystać, przeminęły.

BRAMA DO NIEBA ZATRZAŚNIĘTA Z HUKIEM

To przydarzyło się pewnemu człowiekowi u bram niebios. Po aktywnym życiu, w którym wykonywał docenianą przez wszystkich pracę, pojawił się u bram nieba. Lecz był jeden słaby punkt, którego nie dał rady przezwyciężyć: jego uwaga, jego oddanie często słabło, ponieważ morzył go sen. Tak siedząc przed bramą do nieba usłyszał głos mówiący: „Raz na sto lat otworzę się”. I tak czekał, czekał i czekał… A jego uwaga osłabła tylko na moment, tak mu się przynajmniej wydawało. Na krótko zamknął oczy, by odpocząć… I obudził go huk zamykanej bramy.
Czy jesteśmy wystarczająco przebudzeni?
Czy udało nam się już uciec przed snem zapomnienia?
Czy zebraliśmy wystarczająco odwagi i siły, by iść dalej na bazie udzielonego nam wglądu, prosto przez rozczarowanie, sprzeciw, chaos i wahania?
Czy jako błogosławieństwa doświadczamy tego, że jesteśmy wyrywani z naszych codziennych zwyczajów, z sennego nałogu naszego codziennego życia?
Czy też kręcimy się wkoło i zamykamy oczy na walkę pomiędzy światłem a ciemnością?
Czy poznaliśmy już tę walkę w naszym własnym życiu?
Nie walkę przeciwko innym, którzy kwestionują nasze ideały, lecz walkę z przeciwnikiem w naszym własnym mikrokosmosie?
I czy nasza wiara została poddana wystarczającej ilości prób, byśmy mogli bez wahania przekroczyć próg?
Kto przekracza równiny wahania, kto posiada niezachwianą wiarę, może i musi pokonać wszystkie przeszkody. Kto znajduje się w podróży ku wieczności, musi być duszą w Chrystusie. Stanie się takim pod warunkiem, że znowu nie zapadnie w sen, lecz będzie czuwał z Tym, który w nas przezwyciężył śmierć.

Pentagram nr 53 (4/2003)

Temat numeru – „Moce starego i nowego człowieka”