Dałem wam każdy dzień, każdego roku.

Czym jest czas?

Filozofowie i ludzie nauki od wieków szukali odpowiedzi na to pytanie. A przecież czas jest czymś nieuchwytnym, niepoznawalnym tak jak Duch. Wiemy o jego działaniu, dzięki symptomom: zmianie i przemijaniu. Nic na tym świecie nie wydaje się być tak abstrakcyjne, a paradoksalnie nic innego nie włada nami tak absolutnie i całkowicie. Stanowi środowisko tylko 7 sfery kosmicznej, w 6 – ciu pozostałych panuje jego zaprzeczenie – Wieczność. Zatem skoro wyróżnia nasze pole życia, a świat nasz ma charakter poligonu doświadczalnego świadomości, możemy domyślać się zatem, że stanowi warunek konieczny ludzkiego doświadczenia. Zdaje się być realny jedynie dla doświadczającego człowieka, który wszystkie zdarzenia postrzega, jako podlegające czasowi.
Można zatem wnosić, podobnie jak uczynił to jako pierwszy Imanuel Kant, że jest jedynie wytworem sposobu myślenia o świecie przemijających zjawisk, o świecie śmierci. Czyli w rzeczywistości nie istnieje. Jeśliby zastanowić się nad tym, co rozumiemy pod pojęciem czasu, to w zależności od kontekstu, czas za każdym razem jest czymś innym. W sensie potocznym to miara rytmu – podobnie jak w muzyce – coraz precyzyjniej odmierzana, od zegarów mechanicznych po zegary elektroniczne i atomowe. W sensie astrologicznym to miara obiegu po orbitach poszczególnych ciał niebieskich, a ponieważ orbity różnią się, za każdym razem jest inny od ziemskiego. Istnieje jedynie jako kierunkowskaz dla istot, które zeszły na tę płaszczyznę życia, aby mogły odczuć, iż prawdziwe – wieczne Życie nie jest tu możliwe i nie tu zostało przewidziane w Boskim Planie.

Po co zatem ludziom czas? Jaką rolę odgrywa w naszym, ziemskim życiu?

Jako czynnik ograniczający ludzką egzystencję, w sensie przemijania i rozkładu, stanowi element silnie budzący, przywołujący przez kontrast prawspomnienie pierwotnego pochodzenia istoty ludzkiej z Boskiego Pola. Prowadzi także do zrozumienia sensu życia, tej nietrwałej, czasowej i niedoskonałej istoty, człowiekiem zwanej. I tak, najczęściej pod koniec życia, istota ta odwraca się od świata materii i zaczyna poszukiwać Świata Duchowego, obiecującego udział w Wieczności. Niestety wtedy jest już najczęściej za późno.
W sensie ciągłej przemiany czas staje się szansą powrotu człowieka na te płaszczyzny Życia, które Pierwotny Boski człowiek opuścił, porzucając swoje pierworództwo. Aby powrót się dokonał, konieczna jest radykalna i całkowita przemiana całej osobowości od najsubtelniejszej mentalnej części, po najtwardszą materialną – ciało fizyczne. Jest to proces czasochłonny, który wymaga niewyobrażalnej liczby inkarnacji, a który może zostać sfinalizowany w przeciągu jednego, krótkiego życia. W tym procesie, znów paradoksalnie, to co nas wiąże z tym światem – karman ( pełnia zebranych doświadczeń wszystkich inkarnacji mikrokosmosu ) – przygotowuje świadomość gotową do samopoświęcenia podstawowemu zadaniu ludzkiego życia, zmartwychwstaniu Pierwotnego Człowieka Duchowego. Przemiana ta, biorąca początek z myśli, przenika wszystkie ciała. Uspokaja ciało astralne, które wolne od pragnień materialnych, wchodzi w Ciszę pragnienia zbawiania. Ciało życiowe zaczyna przyjmować etery innego Pola życia dla budowy Nowej cielesności, a ciało materialne zaczyna przetwarzać inne energie o wyższych wibracjach. Narządy wewnętrzne poczynają spełniać inne funkcje niż tylko te, służące przetrwaniu ciała z twardej materii. Człowiek poświęca swój czas cudowi narodzin z Ognia – Życia. Człowiek taki sam staje się modlitwą, ponieważ zmienia się aż po każdy zakamarek swojej istoty, każdą komórkę i każdy pojedynczy atom, choć nie po to by umrzeć, jak ten, kto opiera się zmianie i nie chce niczego oddać.

Dlaczego nasza droga powrotu do Domu Ojca trwa już całe eony?

Ponieważ na tej drodze musimy porzucić wszystkie iluzje mentalne, oddzielające nas od rzeczywistości Ducha. Jedną z nich jest iluzja czasu i jego możliwości np.: przekonanie, że rodzimy się, aby realizować w tym świecie ideał szczęścia. W końcu musimy porzucić także iluzję „ja”. Nasze przywiązanie do jednostkowego, oddzielnego bytu z jego wszystkimi życiowymi powiązaniami, pragnieniami, myślowymi konstrukcjami. Nasza świadomość powinna dobrowolnie oddać kierownictwo nowo – powstałej Duszy i otworzyć się na wspólnotę bytowania w Sile Miłości, która na powrót łączy wszystkich i wszystko.
To zadanie niewyobrażalne, zdawałoby się, dla istoty tak słabej i niedoskonałej, jaką jest człowiek. Ale ten, kto zawierzy i otworzy się całkowicie, jak modlitwa wzniesie się na wyżyny Ducha i będzie mu przebaczone, i tak zakończy się Odyseja powrotu.

„Dałem wam każdy dzień, każdego roku”, abyście przebudzili się.
„Dałem wam każdy dzień, …”, abyście przypomnieli sobie, kim naprawdę, w sercu, jesteście.
„Dałem wam każdy dzień, …”, abyście w pocie czoła pracując, zamienili wodę w wino, dokonali alchemicznej przemiany srebra Duszy w złoto Ducha.
„Dałem wam każdy dzień, …”, abyście całym waszym stanem bytu śpiewali hymn ku mojej chwale.

„Dałem wam każdy dzień, …”, abyście w zapomnieniu o sobie wytrwale budzili innych, abyście szerząc Ewangelię, uzdrawiali nieuleczalnie chorych.
„Dałem wam każdy dzień, …”, abyście pokochali Mnie w drugim człowieku.

„Dałem wam każdy dzień, ” dałem wam obietnicę pokonania śmierci, obietnicę wiecznego kapłaństwa w Nowym Jeruzalem, które wspólnie budujemy.
„Dałem wam każdy dzień, …”, abyście u celu powrócili do domu Ojca.
„Dałem wam każdy dzień, …”, byście z Ciszy ożyli.

„Dałem wam …” każdą noc, każdy dzień, każdy świt, każdą godzinę, minutę, rok, wiek…
„Dałem wam”!