Jesteśmy istotami pragnącymi szczęścia a unikającymi cierpienia. A jednak mimo ciągłej pogoni za szczęściem, spokojem, radością, większość ludzi jest w swojej najgłębszej istocie nieszczęśliwa i niezadowolona. Cierpią oni z powodu siebie samych oraz życia, które przynosi wszystko inne oprócz szczęścia.
Budda mówi w związku z tym: „Tam, gdzie brak wewnętrznego pokoju, tam jest cierpienie.” Kiedy zatem panuje w nas niepokój? Wtedy, gdy dręczy nas jakieś niespełnione pragnienie. Bowiem każde niespełnione życzenie jest dla nas męką. Dlatego też każda ziemska istota dąży do zaspokojenia swoich żądz za wszelką cenę. W związku z tym nie może trwać w pokoju. Dlaczego zatem ludzie mają tak wiele pragnień? Ponieważ warunki i zależności, w jakich żyją oraz ich stan bytu, nie odpowiadają ich najgłębszej istocie.
W „czterech szlachetnych prawdach” Budda tak przedstawia sytuację: „Jak jednak,[…] wygląda święta prawda o cierpieniu? Narodziny są cierpieniem; starość jest cierpieniem; choroba jest cierpieniem; umieranie jest cierpieniem; troska, narzekanie, ból, zgryzota i zwątpienie są cierpieniem; związanie z tym, co jest nam niemiłe, jest cierpieniem; rozdzielenie z tym, co jest nam miłe, jest cierpieniem; krótko mówiąc: pięć części tego, co nam sprzyja, jest cierpieniem…”
Tak wyłożył tę prawdę Eklezjasta w biblijnej „Księdze Salomona”: „Widziałem wszystkie sprawy, które się dzieją pod Słońcem, a wszystko to jest marnością i gonitwą za wiatrem.”
Życie w tym świecie, mimo jego pięknych momentów, przynosi w końcu nam jako ludziom cierpienie i ból. Ucieczka od cierpienia nie chroni przed nim, a poszukiwanie szczęścia wcale nie gwarantuje jego trwałości.
Człowiek nie jest w stanie znaleźć tu wiecznego szczęścia ani za życia, ani po śmierci, po tamtej stronie świata, nawet jeżeli tak bardzo za nim tęskni. Bowiem życie w tym ładzie natury poddane jest kołowemu obiegowi ustawicznych zmian. Dlatego też ten świat we wschodniej mowie mądrości nazywany jest Samsarą, co znaczy „zmienny świat”.
„To co było, znowu będzie, a co się stało, znowu się stanie. Nic nowego pod Słońcem” stwierdza Eklezjasta. Budda ujmuje to następująco: „[…] ten zmienny świat jest nie do wyobrażenia; jego punkt początkowy jest niedostrzegalny dla nieświadomie uwikłanych istot, które spragnione, błąkają się i krążą wokół niego. A zatem […] doświadczywszy cierpienia, powiększyliście jedynie to cmentarzysko, tak że […] wystarczyłoby tylko poprzestać na rozróżnianiu, wystarczyłoby się tylko odwrócić, wystarczyłoby się tylko oderwać…”
Pragnienie życia jest źródłem lęku przed nieistnieniem a strach i obawa rodzą cierpienie. Zaś egoistyczne pragnienia wiążą z tym światem, wciągając w kolejne inkarnacje i powodując konieczność karmicznego wyrównywania win i długów. I tak powiązania uniemożliwiają oderwanie się, przejście do innego, lepszego Świata. To nasze pragnienia stają się barierą nie do pokonania. W mitach wszystkie siły przykuwające do tego świata ukazywane są w obrazie strażnika progu i to właśnie jego musi pokonać bohater, który dąży do celu, powracając do Domu.
Wciąż na nowo doświadczane cierpienie doprowadzi kiedyś człowieka do zrozumienia, że ten świat i życie w nim obarczone są jakimś podstawowym błędem. Wszystkie doświadczenia odciskają się w świadomości człowieka i kiedyś zacznie on pytać: Dlaczego tak jest? Dlaczego życie tutaj związane jest z tak wielkim cierpieniem, troską i bólem? Dlaczego wciąż na nowo jestem niezadowolony i ciągle poszukuję – no właśnie, właściwie to czego ja poszukuję?
W takim momencie pojawia się parcie ku samopoznaniu. Rozmyślając nad sobą, zastanawia się on: Kim lub czym ja właściwie jestem? Skąd tu przybyłem i dokąd zmierzam? Na czym polega trwałe szczęście, za którym w najgłębszej istocie tak tęsknię?
Ten, kto stawia odwieczne pytania, staje na rozdrożu życia. Może za wszelką cenę poszukiwać wyjścia z beznadziejności ziemskiej egzystencji lub przerażony i zniechęcony w obliczu misterium, którego nie rozumie może powrócić w ułudę codzienności, uciekając od trudnej do zniesienia prawdy.
Budda doradza jak przebrnąć przez ten trudny moment: „Nie oddawajcie się żądzy uciech, temu, co zwykłe, proste, codzienne, nieświęte, nieuleczalne, ale nie oddawajcie się także samoumartwianiu tego, co cierpiące, nieświęte, nieuleczalne; obie te skrajności doskonały pozostawia na boku, odnajdując środkową drogę, na której stając się widzącym i wiedzącym, dociera do odpływu, przejrzenia, przebudzenia, wygaszenia…”
Pierwsza z czterech „szlachetnych prawd” doświadczenie cierpienia wstrząsa człowiekiem, powodując jego przebudzenie i podarowuje mu pierwszą ze zdolności rozróżniania, pozwalając mu jaśniej rozpoznać stan, w jakim znajduje się świat i ludzkość. Na tej podstawie budzi się w nim pragnienie zbawienia, życzenie, aby wyrwać się z tego stanu połowiczności, wewnętrznego braku i postępującego zniszczenia.
W przebudzonym rodzi się pytanie dlaczego ten świat jest właśnie taki? Jak staro – testamentowy Hiob stara się zrozumieć, czemu służy cierpienie? Tak dociera on do drugiej ze „szlachetnych prawd”, że wszystko czego człowiek dokonał w życiu, zgodnie z prawem karmana, będzie mu towarzyszyć w następnym. „Co posiejecie, to będziecie zbierać”. Prawo to jest przekleństwem, gdyż cierpienie ciągle towarzyszy człowiekowi, a zarazem błogosławieństwem, gdyż dzięki cierpieniu rodzi się świadomość i zdolność rozróżniania.
Uzyskana w ten sposób świadomość pozwoli wreszcie rozpoznać, że to właśnie pragnienie życia jest pułapką, która więzi w tym świecie niedoskonałości. A wtedy nadejdzie czas, gdy dzięki zrozumieniu, pragnieniu zbawienia i samopoświęceniu z „nieświadomie zaplątanej istoty, spragnionej i błąkającej się po świecie”, powstanie autonomiczny człowiek, znający prawo i je wypełniający.
Człowiek, który w swojej najgłębszej istocie doświadczył, że to, co było mu do tej pory najbliższe – jego „ja” – jest w rzeczywistości przemijalną iluzją, powstałą z powiązania z przemijalnymi zjawiskami, zbliża się do pożegnania cierpienia. Budda tłumaczy, że nie dość doświadczony, czyli nieświadomy człowiek uważa formę lub uczucie, postrzeganie lub rozróżnianie albo świadomość za „siebie samego”, lub „siebie samego podobnego do nich”, bądź za „nich w sobie samym”, lub też za „samego siebie w nich”.
Człowiek przejrzawszy podstawową iluzję bytu jest gotowy w następstwie tego głębokiego zrozumienia zrezygnować z tego, co zgodnie z wewnętrznym wglądem, wiąże go ze światem zjawisk, cierpienia i śmierci – właśnie z tego „ja”, wraz z jego postrzeganiem i egoistyczną świadomością.
Także na koniec niech zabrzmią słowa Buddy: „ Tak jak chłopcy i dziewczęta zabawiają się budując domki z piasku i ziemi, wykazując przy tym mnóstwo pożądania, pragnienia, woli i chęci, pracując nad tym gorączkowo i z zapałem, a gotowe dzieło uważają za swoją własność, troszcząc się o nie i chroniąc, aż do momentu gdy przyjdzie im ochota i zaczną niszczyć swoje domki, burząc je rękami i nogami, rozrzucając wokół piasek, kończąc w ten sposób zabawę, podobnie doświadczony uczeń niszczy, ściera w pył pięć części związania, a mianowicie formę, uczucie, postrzeganie, rozróżnianie i świadomość, kończąc w ten sposób zabawę i docierając tam, gdzie kończy się pragnienie, albowiem kończy się pragnienie i znika iluzja…”