Refleksja 6 – Korzystanie z talentów

Skarbnica tekstów duchowych

Urzeczywistniaj ukrytą w Tobie boskość, kontemplując za pośrednictwem internetowych programów, święte pisma różnych tradycji duchowych.

MISTERIA NARODZIN, ŻYCIA I ŚMIERCI

REFLEKSJA 6 – KORZYSTANIE Z TALENTÓW

Gdy podążamy ścieżką duchową, w pewnym momencie możemy doświadczyć w swoim wnętrzu wesela w Kanie Galilejskiej, czyli zjednoczenia z Duchem. W systemie mikrokosmicznym, który każdy z nas zajmuje, mieszkało przed nami wiele osobowości, które zdobyły pełnię ziemskich doświadczeń. Pełnia ta stanowi solidną podstawę dla zaistnienia alchemicznych zaślubin i procesu całkowitego uzdrowienia. Podczas takiego ślubu jednoczymy się z Oblubieńcem- z obecnym w nas Boskim Duchem.

Z pewnością możemy przygotowywać się na to duchowe spotkanie, na powrót Chrystusa w auryczne obłoki naszego mikrokosmicznego nieba, lecz nie znamy dnia ani godziny, w jakiej to nastąpi. Nie ulega wątpliwości, że w pewnej chwili duchowy oblubieniec przybędzie automatycznie, jak gdyby przypadkiem, w środku nocy. Jest to osobiste doświadczenie, które następuje po intensywnym procesie przygotowań, rozpoczynającym się często wskutek wewnętrznego poruszenia przez jakieś duchowe nauki lub tradycję.

Ten impuls i towarzysząca mu nowa wiedza, mogą się stopniowo pogłębiać i stać się ostatecznie naszą wewnętrzną własnością, poprzez myślenie w coraz większym stopniu sercem. W ten sposób powoli, lecz pewnie powstaje nowa struktura wewnętrzna: kamień węgielny, na którym można zacząć budować. W przypowieści o dziesięciu pannach, Jezus posługuje się metaforą lampy oliwnej. Taką lampę można rozpalić świętym ogniem Ducha jedynie wtedy, gdy znajduje się w niej oliwa, będąca symbolem siły duszy. Oliwę tę zaś można uzyskać jedynie poprzez pracę nad sobą. Ten, kto kupuje oliwę od innych, nie ma jeszcze wstępu na salę weselną.

Wszystkie dziewczęta z przypowieści posiadają lampę oliwną. Pięć z nich jest mądrych, a pięć głupich. Liczba pięć odnosi się do duszy; do poziomu świadomości wznoszącego się ponad związaną z materią czwórkę, którą widzimy w liczbie żywiołów, kierunków świata, pór roku, czy temperamentów. Wśród obu grup panien zatem, obecna jest świadomość duszy, której symboliczną reprezentacją jest pionowa, pięcioramienna gwiazda- pentagram. Jaka jest więc różnica pomiędzy obiema tymi grupami?

Kazanie na Górze

Odpowiedź na to pytanie odnajdujemy na końcu Kazania na Górze, wygłoszonego przez Jezusa. Zawiera ono rewolucyjne, praktyczne wskazania, które nie są skierowane do wszystkich lecz do uczniów podążających Ścieżką, którzy wznieśli się ponad ogólny poziom świadomości ludzkości. Ponieważ przebudziła się w nich dusza, symbolicznie wspięli się na górę. Jezus rozpoczyna swoje Kazanie od tzw. Błogosławieństw a kończy je słowami:

„Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki” (Mt 7:24-27)

Bycie mądrym lub roztropnym jest więc tu utożsamiane z nabytą wiedzą duchową, podczas gdy ci, którzy nie żyją zgodnie z tą wewnętrzną wiedzą, są uważani za głupców. Niemniej jednak ta forma bycia „człowiekiem nierozsądnym” jest pewnym etapem na ścieżce, który każdy uczeń zna ze swojego doświadczenia. Nie możemy tak po prostu wypełnić luki pomiędzy znaniem a wypełnianiem Ścieżki. Apostoł Paweł również ubolewa z tego powodu: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę.” (Rz 7:19). Chrystian Różokrzyż uświadamia sobie swoją niegodność tuż po otrzymaniu zaproszenia na uroczystość weselną, ponieważ z góry wie, że nie spełnia oczekiwań znaku. A słynny poeta Goethe powiedział poprzez Fausta:

„We mnie dwie dusze mają mieszkanie,
A jedna z drugą chciałaby się rozstać;
Jedna w zaciekłej żądzy więc, w gorączce,
Chwytnymi narządami w świat się wpija;
Drugiej, ku zacnych przodków spieszno łączce,
Nad ziemski tedy proch się wzbija”.

Jak można się wyzwolić od takiego konfliktu wewnętrznego? Poprzez wytrwałość! Poprzez nieprzerwane dążenie do piękna, do prawdziwego i jedynego dobra z pomocą autentycznej tradycji duchowej. Jednak bez zmuszania duszy do niczego i bez przywiązywania się do widocznych, krótkotrwałych rezultatów. Wtedy idziemy prosto i wypełniamy lukę: najpierw zstępujemy, by następnie zacząć piąć się w górę. Wtedy ostatecznie wewnętrzne światło przebije się w wyniku całkowitego poddania się „ja”, tak że kolejny fragment Kazania na Górze stanie się dla nas możliwy do urzeczywistnienia:

„Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.” (Mt 5: 14-16)

Jest to jasny i dynamiczny język; potężna inwokacja. W dalszej części Kazania na Górze, Jezus również mówi o lampie i świetle, ale znaczenie tego tekstu może być mniej oczywiste:

Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!.” (Mt 6:22-23)

Ciało ludzkie nie jest świetliste i posiada nie jedno, lecz dwoje oczu. Gdybyśmy chcieli potraktować ten tekst dosłownie, niewiele byśmy zrozumieli. Jeśli jednak skojarzymy ten fragment z wiedzą o centrach energetycznych człowieka, stanie się dla nas jasne, o co w nim chodzi. Ważne jest, aby zdać sobie sprawę z tego, że w wielu tradycjach duchowych pojęcie „ciało” oznacza nie tylko ciało fizyczne, lecz także ciała subtelne, które składają się na osobowość i aurę człowieka, mianowicie: ciało eteryczne, astralne i mentalne.

Szata świetlna

Niektórzy jasnowidzący mogą zobaczyć ludzką aurę, zwaną również szatą świetlną, w postaci dynamicznego, wielobarwnego pola promieniowania w ciele fizycznym i wokół niego. Charakter i zdrowie człowieka znajdują swe odzwierciedlenie nie tylko w jego ciele fizycznym, ale jeszcze bardziej w jego aurze. Gdy zmieniają się myśli, uczucia i zachowanie człowieka, wówczas zmiana zachodzi również w jego aurze, anatomii mózgu (wskutek ścieżek neuronowych) i fizjologii organizmu (w tym w metabolizmie krwi i hormonów).

Świadomość człowieka nie jest przywiązana do czasu ani przestrzeni lecz posiada niematerialne ognisko w ciele, zlokalizowane w czwartej komorze mózgowej, w otwartej przestrzeni za kością czołową. Jest kontrolowana przez wolę człowieka i egocentryczna z natury. Gdy Jezus mówi, że światłem ciała jest oko, nie ma tu na myśli oczu fizycznych. Nie chodzi mu również o trzecie oko,, znajdujące się na czole, pomiędzy brwiami, które ego może otworzyć poprzez praktyki okultystyczne i osiągnąć na przykład jasnowidzenie.

Gdy ludzie rozwijają zdolności okultystyczne, nadużywają ich lub w inny sposób wyrządzają zło takimi ćwiczeniami, ich trzecie oko ulega zmianie. Czytamy o niej w Biblii jako o „znaku na czole” (Ap 13: 16). Aura takich ludzi staje się mroczna i ponura.

Mówiąc o „świetle ciała”, Jezus odnosi się do tzw. kręgu ognia szyszynki, która jest powiązana z czakrą korony, lotosem o tysiącu płatków i której człowiek nie może kontrolować.
To oko czakramu korony na czubku głowy może się otworzyć tylko w wyniku wzniosłego, szlachetnego życia wewnętrznego i zewnętrznego, wolnego od egocentryzmu. Niektóre wschodnie pisma określają to „oko” dawcą boskiej wiedzy, emitującym światło tysiąca słońc. Dlatego święci są przedstawiani na różnych obrazach z aureolą wokół głowy. Jest to owa promienna korona, którą Paweł w liście do Efezjan nazywa „hełmem zbawienia” (Ef 6:17).

Apostoł Jakub również mówi o czakramie korony. W swoim 1 liście pisze:

„Błogosławiony mąż, który wytrwa w pokusie, gdy bowiem zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia (koronę żywota), obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują.”

Światło ciała może płonąć ponieważ ma w sobie oliwę. Słowa te odnoszą się do sił światła, które przyciąga do siebie człowiek kroczący ścieżką duchową. Dzięki tym siłom, jego aura staje się z czasem promiennie świecąca i jaśnieje złotym blaskiem.

Jest to nieśmiertelne ciało chwały, które w Biblii określane jest mianem „szaty weselnej”, „ciała duchowego” lub „ciała zmartwychwstania”. Pod koniec „Hymnu o Perle”, powracający z perłą książę, otrzymuje promienną szatę i złoty płaszcz. Trzeciego dnia „Alchemicznych Godów”, Christian Różokrzyż i inni goście weselni otrzymują złote runo.

Wewnętrzna alchemia

Możemy więc zrozumieć, dlaczego ścieżkę misteryjną nazywa się często tkaniem złotej szaty godowej i określa jako wewnętrzną alchemię. Jest to pełne uważności, skoncentrowane działanie, nie mające nic wspólnego z produkcją materialnego złota, która kusiła w przeszłości niezliczone rzesze ludzi. Alchemia jest często postrzegana jako prymitywna poprzedniczka współczesnej chemii. To prawda, ale niecała. Oprócz materialistycznej, zewnętrznej alchemii, skupiającej się wyłącznie na przemianie materii, istniała również- w różnych kulturach od początku I w. n. e. – alchemia niematerialna, skoncentrowana na przemianie energii życiowych. Mówimy tu o alchemii chińskiej, egipskiej, indyjskiej, hellenistycznej, rzymskiej, islamskiej, średniowiecznej i wczesno- nowożytnej.

Przygotowywanie eliksiru życia, uzdrawiającego chorych, a nawet dającego człowiekowi nieśmiertelność, było domeną tej materialistycznej alchemii. Paracelsus (1493-1541), ważny innowator medycyny pierwszej połowy XVI wieku, napisał:

„Zadaniem człowieka jest stanie się kompletnym. Ta praca na rzecz osiągnięcia pełni nazywana jest alchemią. W medycynie, gdzie było to najbardziej potrzebne, niestety to się nie zdarzyło”.

Wielu badaczy przyrody uważa, że dawna fizyczna i metafizyczna alchemia to jeden wielki nonsens. Jest to zrozumiałe, ponieważ jej doktryny nie pasują do materialistycznych i redukcjonistycznych paradygmatów współczesnej nauki. Zwłaszcza jeśli chodzi o aspekty fizyczne, alchemia jest w dużym stopniu zacofana, ponieważ w tamtych czasach nauki ścisłe były stosunkowo słabo rozwinięte. Mimo to jednak, w pismach niektórych alchemików odnaleźć możemy zaskakująco głębokie prawdy. Znamy słynnych, odnoszących sukcesy naukowców, którzy intensywnie zajmowali się alchemią. Izaak Newton (1643- 1727) stworzył podwaliny naszej współczesnej fizyki klasycznej i rachunku różniczkowego nieskończenie małego. Uważa się go powszechnie za jednego z największych fizyków wszechczasów. W podręcznikach do fizyki zwykle nie ma informacji, że Newton był człowiekiem głęboko religijnym i że poświęcał znacznie więcej czasu teologii i alchemii niż fizyce, ponieważ te tematy interesowały go najbardziej.

Słynny szwajcarski psychiatra Carl Gustav Jung (1875-1961), podobnie jak Izaak Newton, znajdował się w posiadaniu obszernej biblioteki pełnej pism alchemików, kabalistów i różokrzyżowców. Przestudiował ponad dwieście dzieł alchemicznych i znalazł w nich potwierdzenie swojej koncepcji zbiorowej. W swej autobiografii „Wspomnienia, sny, myśli” Jung pisze:

„Natknąłem się na historyczny odpowiednik psychologii nieświadomości. Prawdopodobieństwo związku z alchemią, a tym samym nieprzerwanego łańcucha intelektualnego biorącego początek z gnostycyzmu, nadało mojej psychologii realności”.

Duchowe złoto

Klasyczni siedemnastowieczni Różokrzyżowcy również zajmowali się wewnętrzną alchemią i byli gorącymi orędownikami nauki i techniki bazującej na badaniach i rozwoju. Jednak w swoich badaniach dystansowali się od wytwarzania złota, na które w ich czasach istniało duże zapotrzebowanie. Skupiali się na złocie duchowym. Pod koniec ich dzieła „Fama Fraternitatis R.C.” z 1614 roku, czytamy:

„Również wielu roztropnych ludzi uważa obecnie, że punktem szczytowym i ukoronowaniem filozofii jest przemiana metali i tylko o nią chodzi, oraz że na wielkie umiłowanie zasługiwałby ten bóg, który potrafiłby tworzyć wielkie masy i bryły złota, przy czym sami, nierozważnymi prośbami i przybierając rozpaczliwe miny męczenników, próbują wszechwiedzącego Boga, znawcę ludzkich serc, do tego namawiać.

Oświadczamy więc publicznie, że jest to droga fałszywa. Jeśli chodzi o prawdziwych filozofów, to przemiana w złoto jest dla nich błahostką i rzeczą podrzędną. W porównaniu z tym, dysponują oni paroma tysiącami innych, ważniejszych rzeczy. Powtarzamy za naszym ukochanym C. R. C.: „Na nic złoto, jeśli jest tylko złotem. Gdyż ten, przed kim cała Natura stoi otworem, nigdy nie będzie cieszył się z tego, że może produkować „złoto”, lub też, jak mówi Chrystus, że diabły są mu posłuszne, lecz będzie się radował tym, że widzi otwarte niebiosa i Aniołów Boga wstępujących i zstępujących, i że jego imię zapisane jest w Księdze Żywota.

Oświadczamy również, że pod mianem „Alchemia” ukazały się książki i obrazy, będące obrazą czci Boga. W odpowiednim czasie wymienimy je po imieniu i podamy czystym sercom ich listę. I prosimy wszystkich uczonych, aby bardzo uważali na owe książki, gdyż wróg nie traci żadnej okazji, aby zachwaścić pole, zanim go ktoś silniejszy nie odeprze”.

Współczesny Różokrzyżowiec i gnostyk hermetyczny, Jan van Rijckenborgh (1896-1968) wygłosił w 1952 roku w niemieckim Wiesbaden dyskurs, który uznał za nowe wezwanie Braterstwa Różokrzyża. W odezwie tej mówi m. in.:

„Alchemia różokrzyżowców opiera się na przemianie krwi i mamy tu na myśli krew w pełnym tego słowa znaczeniu, w znaczeniu potrójnym, przez które rozumiemy: ogień wężowy, fluid nerwów i fluid krwi. Zatem ogień wężowy, fluid nerwowy i fluid krwi, ta potrójna krew, stanowią podstawę naszego życia. To nasze „ja”, nasza świadomość, nasza dusza. Cała nasza przeszłość, cała nasza karma, cały nasz charakter ma swoją podstawę we krwi. Potrójna krew jest jądrem, duszą naszego mikrokosmosu. To jest właśnie powód, dla którego alchemia opiera się na przemianie krwi.

Musicie jednak jasno zrozumieć, że alchemia dialektyczna polega na kulturze krwi, fluidu nerwowego i powiązanych z nim narządów, takich jak zwoje i gruczoły hormonalne. Alchemia transfigurystyczna, alchemia, którą wam proponujemy, zaczyna się od „ja”. To, czego dialektyka nie rusza a co- przeciwnie- stanowi jej podstawę, zostaje absolutnie i bezwarunkowo poruszone przez alchemię transfigurystyczną. Rozpoczyna się stopniowe ujarzmianie „Ja”. Dlatego Braterstwo Hierofantów Chrystusowych nie uczyni nigdy „Ja” zarządcą procesu transmutacji i nie wejdzie nigdy w bezpośredni kontakt z „Ja” ucznia”.

Czy to oznacza, że Jan van Rijckenborgh był przeciwnikiem rozwijania swoich talentów? Zdecydowanie nie. W kilku swoich pismach zauważył, że ważne jest, aby uczniowie szkoły duchowej rozwijali i wykorzystywali swoją wiedzę i umiejętności, ponieważ w ten sposób mogą stać się solidnymi i skutecznymi narzędziami w swojej gnostycznej służbie. Istotą jest tu jednak rozwijanie odpowiednich talentów i wykorzystywanie ich we właściwy sposób i do właściwych celów.

Bogactwo wewnętrzne

W ten sposób dochodzimy do przypowieści o talentach z Ewangelii Mateusza, która w nieco innej formie występuje również w rozdziale 19 Ewangelii Łukasza, gdzie zamiast talentów wymienione są miny. W tamtych czasach talenty i miny były jednostkami walut. Ta przypowieść nie odnosi się oczywiście do osiągania finansowych zysków, dzięki inteligentnej przedsiębiorczości, ponieważ na samym jej początku jest napisane, że chodzi tu o wejście do królestwa niebieskiego. Centralnym punktem tej przypowieści jest dążenie do zdobycia wewnętrznego bogactwa. Bogactwo wewnętrzne oznacza posiadanie czegoś, czym można obdarowywać wszystkich, niczym z niewyczerpanego źródła. Może nim być na przykład wiedza wewnętrzna, bezwarunkowa miłość, czy twórcza decyzyjność.

Każdy z trzech sług otrzymuje od swojego pana konkretną sumę pieniędzy: jeden dostaje pięć talentów, drugi dwa a trzeci jeden talent. Każdemu człowiekowi dany jest pewien „kapitał startowy”, którego jakość i wielkość zdeterminowane są przez karmę, cechy dziedziczne i wychowanie. Gdy tylko człowiek podejmuje decyzję o wkroczeniu na duchową ścieżkę, musi się z tym pogodzić. Jest to możliwe, ponieważ nie chodzi tu o to, czy ktoś jest bardzo utalentowany, czy nie lecz o to, czy jest gotowy do całkowitego poświęcenia się czemuś, z czego sam nie skorzysta lecz co będzie służyć całej ludzkości. W przypowieści jest to ukazane jako plan pana. Bez poświęcenia swojego egocentryzmu, żadne zmartwychwstanie nie będzie możliwe.

Trzej słudzy mogą być postrzegani jako trzy wymiary istoty ludzkiej, które w poprzedniej Refleksji oznaczyliśmy jako wino Ducha, wodę duszy i kamień osobowości. Pierwszy i drugi sługa z przypowieści pracowali dla swojego wewnętrznego pana. Nie otrzymali za to żadnego wynagrodzenia, lecz doświadczyli radości swojego pana. Dostąpili alchemicznych zaślubin, ponieważ zasłużyli na nie swoją pracą i oddaniem.

Trzeci sługa nadal utożsamia się w pełni ze swoim ciałem i osobowością, dlatego nie dostroił jeszcze swojej woli do woli swego wewnętrznego mistrza. Z tego względu nie może otrzymać od niego zaproszenia na święto lecz podczas rozliczenia zostaje skarcony i wrzucony w zewnętrzną ciemność, „gdzie panują płacz i zgrzytanie zębów”.

Wygląda to na zbyt surową karę dla kogoś, w kim dusza i umysł nie mogą się jeszcze wyrażać. Kilku badaczy zauważa, że fragmentu o „płaczu i zgrzytaniu zębami” nie było w utraconym oryginalnym tekście lecz że został on dodany później. Oczywiście nie może tu być mowy o karze, ani tym bardziej o wiecznym cierpieniu lecz po tym jak jeden obrót koła życia i śmierci dobiega końca, w naturalny sposób rozpoczyna się nowy.

A co może oznaczać „wrzucenie w zewnętrzną ciemność”? U pierwszego i drugiego sługi, podczas długiego okresu oddanej służby, zostało ożywione coś z ciała zmartwychwstania, coś co nie zginie po śmierci ciała, coś ze złotej szaty godowej. Trzeci sługa kierował się w swym postępowaniu wyłącznie własną, egocentryczną wolą przez co nie rozwinęły się w nim żadne nieśmiertelne cechy. Po jego śmierci, nic z niego nie pozostanie. Zostanie zatem wrzucony w zewnętrzną ciemność. Nie zbudował swojego domu na skale, lecz na piasku. I dlatego, gdy nadejdzie śmierć, ulegnie całkowitemu rozkładowi.

Zaangażowanie

Z przypowieści wynika, że pan długo trzyma się z daleka, dzięki czemu słudzy mają wystarczająco dużo czasu na wypełnienie swojej misji. Znajdujemy tu wskazówkę, że podążanie ścieżką duchową wymaga czasu, a więc i cierpliwości. Bywa, że w życiu codziennym myślimy krótkoterminowo, pragniemy szybkich rezultatów. W naszym złożonym społeczeństwie jest to często konieczne. Imponujący sukces w zwykłym życiu jest często wynikiem wielu, następujących po sobie, małych kroków, z których każdy wymaga skoncentrowanej uwagi. Takie zaangażowanie przynosi niespodziewane wydarzenia, zjawiska pozytywnej synchroniczności, zaskakujące zbiegi okoliczności, które czasami pojawiają się po pewnym czasie, a czasami bardzo szybko.

Talent w życiu to nie wszystko. Szwedzki psycholog K. Anders Erickson ustalił na podstawie przeprowadzonych przez siebie badań, że najlepsi w dowolnej dyscyplinie mężczyźni i kobiety, odbyli trening, na który składało się w sumie co najmniej 10 000 godzin, co odpowiada 6- 7 godzinom ćwiczeń dziennie w okresie 10 lat. Nie ma powodów, by sądzić, że ta tak zwana zasada 10 000 godzin nie odnosi się również do osoby kroczącej ścieżką duchową. Profesor Gilles Quispel (1916- 2006), znany badacz wierzeń gnostyckich, podkreślał często w swych wykładach, że „nie ma żadnej drogi na skróty, która prowadziłaby do oświecenia, ani żadnej natychmiastowej nirwany”.

Celem ścieżki misteryjnej nie jest stanie się najlepszym działaczem. Gdyby kierowała nami taka ambicja, przyniosłoby to odwrotny skutek, ponieważ tego typu postawa wywodzi się z ego. Na każdej, autentycznej ścieżce duchowej chodzi bardziej o „bycie” niż o „działanie” lecz paradoks polega na tym, że musimy się w pełni zaangażować, i jeszcze więcej porzucić, zanim zamierzony przez nas stan bycia zostanie urzeczywistniony. „Czynienie” polega tu głównie na „prostowaniu ścieżek”, jak nazywają to Jan Chrzciciel i Izajasz. Jest to praca polegająca na usuwaniu przeszkód i służbie większej całości. Jan, symbol osobowości, podążającej ścieżką, mówi o Jezusie – symbolu nowej duszy:

„Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3:30)

Jezus zaś mówi o Janie:

„Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on” (Mt 11:11).

Jakub Boehme (1575-1624) wyraził te zasady następująco:

„Bóg nie stworzył nas, abyśmy się stali kimś, lecz abyśmy służyli za narzędzia Jego cudów, poprzez które pragnie On objawiać swoje cuda. Posłuszna wola ufa Bogu i ma nadzieję na wszystko, co jest pochodzącym od Niego dobrem. Samowola zaś sama rządzi się sobą, ponieważ oderwała się od Boga. Wszystko, co taki samowolny człowiek czyni, jest grzechem przeciwko Bogu. Ponieważ odszedł on od porządku, w jakim stworzył go Bóg, popadł w nieposłuszeństwo i chce być swoim własnym panem.
Gdy taka samowola umiera, a wraz z nią egocentryzm, wówczas człowiek staje się wolny od grzechu. Taki właśnie zamysł wiąże się z istnieniem człowieka, aby umarł w aspekcie skupienia się na samym sobie i swoich samolubnych pragnieniach i aby powierzył się- we wszystkich swoich pożądaniach, we wszystkim, czego się podejmuje i co rozpoczyna- woli Bożej i nie chełpił się swoimi czynami, lecz we wszystkich swoich działaniach uważał się jedynie za sługę Boga i uświadomił sobie, że wszystko, co czyni i co zamierza czynić, czyni dla Boga.”

https://spiritualtexts.academy/mysteries-of-birth-life-and-death/reflection-6/