Na obrzeżu przestrzeni i czasu…

„Na obrzeżu przestrzeni i czasu stoją wzniośli strażnicy, którzy całą swoją duszą służą ludzkości”.

Stoją oni u bram do maleńkiego świata, który składa się wyłącznie z oceanu bagiennych wód. Istnieje tam jedyny ląd, wyspa, na której wznosi się ogromna góra. Wierzchołek góry otaczają obłoki. Wysoko nad wierzchołkiem jednak zawsze świeci słońce, tak że zbocza wydają się lśnić złotym blaskiem.

Bagienny ocean zaś, wiecznie przykrywa skłębiona szara mgła, która przesłania mieszkańcom bagna słoneczne światło.

Mieszkańcy tego świata bowiem zamieszkują właśnie czarne wody oceanu. Istoty te kłębią się i miotają w płytkich wodach. Niektóre zajmują miejsca tuż przy powierzchni i spychają inne w głąb toni, uważając, iż w ten sposób są lepsze i bardziej godne podziwu. Jedyny ląd – wyspa – jest dla mieszkańców bagna tego świata niewidoczna. Choć zdarza się, że przebywają w jej pobliżu, to nie zdają sobie z tego sprawy. Dzieje się tak z powodu szarej, grubej warstwy mgły. Jednak zasłona ta nie jest absolutnie szczelna. Wiejący od potężnej góry wiatr rozwiewa mgłę tuż przy brzegu wyspy. I wtedy istoty przepływające obok, nagle widzą złoty piasek plaży. W ich głowach pojawia się wrażenie obrazu, który wydaje im się dziwnie znajomy, jakby kiedyś już go oglądali. Obraz ten jest zamazany. Nie wiadomo nawet co przedstawia, lecz w tym przebłysku świadomości do istot dociera uczucie tęsknoty. Coś woła do nich „idź!”. Głowy wychylają się trwożnie nad powierzchnię bagna. Wyciągnięte ręce dotykają złocistego piasku. Istoty zaczynają wychodzić na nieznany sobie ląd. Niektóre w zadziwiający sposób dokładnie wiedzą, że muszą podążać naprzód. Nie wahają się, idąc tak, jakby od tego zależało ich życie. Inni długo stoją na granicy dwóch krain. Widzą górę wznoszącą się nad nimi i myślą o trudach i niewygodach tej drogi, chociaż serce podpowiada im, że powinni iść. Jednak wahają się, czując pod stopami znane sobie, zaciszne i „spokojne” bagienko. Czy spokojne? Odwracają się za siebie, patrząc na nieustanną walkę. I o cóż to? O miejsce nad innymi, o większą przestrzeń, którą można osiągnąć odpychając i raniąc inne istoty? Widzą to wszystko tak wyraźnie jak nigdy dotąd, więc zaczynają stawiać kolejne kroki.

Wyszedłszy na piasek oglądają ze zdumieniem swoje ciała. Jakże są czarne i pokryte długimi ostrymi kolcami. To broń przeciw innym istotom. Były z niej dotychczas dumne i pielęgnowały ją, lecz teraz w drodze na górę na cóż może się przydać? Krok po kroku dochodzą do podnóża góry. Widzą inne istoty, które podążają przed siebie i mimo najeżonych kolców ich twarze zaczynają rozświetlać uśmiechy.

Otóż i pierwsze skały. Ścieżka pod górę okazuje się stroma i śliska. Każdy wybiera sobie własną dróżkę. Niektóre krążą wokół góry stale na tej samej wysokości. Inne podążają spiralną serpentyną, ścieżką, która wiedzie nieustannie w górę. Gorące słońce osusza ciała stworzeń a niepotrzebne już kolce zaczynają z nich odpadać. Zdarza się, że kolce same łamią się podczas upadków. W czasie swojej wędrówki istoty odkrywają uczucie zaufania. Łączą się w małe grupki i trzymając za ręce, szybciej i bezpieczniej pokonują stromizny.

Pewnego dnia stają w okrywających wierzchołek góry obłokach. Tu ostatecznie spada z nich stara, zużyta, pobliźniona skóra. W tym momencie widzą wreszcie słońce. Ich oczu nie wypala już blask, przed którym musieli chylić głowy. Istoty lekko, w niewypowiedzianej radości pokonują ostatni odcinek. Rozpierająca radość ciągnie ich jeszcze wyżej, więc z okrzykiem „idę!” wzbijają się do lotu. Teraz bowiem upadłe istoty z bagien stały się niebiańskimi ptakami.

„I spójrz, oto chwała ptaków misteriów wznosi się w tej promiennej godzinie… A ci, którzy musieli czekać na nas tak długo pełni tęsknoty, patrzą na wzlot tych ptaków-dusz z promiennym sercem pełnym Miłości”.