Skarbnica tekstów duchowych
Urzeczywistniaj ukrytą w Tobie boskość, kontemplując za pośrednictwem internetowych programów, święte pisma różnych tradycji duchowych.
MISTERIA MIRDADA
Zrzucanie fartuchów z liści figowych
Fragmenty Rozdziału 32
Uczono was o Grzechu, więc powinniście wiedzieć, jak to się stało, że Człowiek stał się grzesznikiem.
Nie ma Grzechu w Bogu, bo inaczej grzeszyć musiałoby Słońce, użyczając swojego światła świecy. Ani też nie ma Grzechu w człowieku, bo grzeszyć musiałaby świeca, spalając się w Słońcu i tym sposobem łącząc się ze Słońcem.
Jednak jest Grzech w świecy, która nie dość, że sama z siebie nie chce dawać światła, to jeszcze gdy zbliżyć zapałkę do jej knota, przeklina zapałkę i rękę, która ją trzyma. Grzech jest więc w świecy, która wstydzi się spalania w Słońcu i dlatego zrobi wszystko, żeby się od niego odgrodzić.
Człowiek nie zgrzeszył nieposłuszeństwem względem Prawa, lecz raczej ukrywaniem swej nieznajomości Prawa.
O tak, grzech kryje się w fartuszku z liści figowych.
Eden – ten stan błogiej niewinności, jedność nieświadoma samej siebie, odpadła od dualnego, odzianego w figowe liście Człowieka i miecze ogniste zostały umieszczone pomiędzy nim a Drzewem Życia. Człowiek opuścił Eden przez podwójną bramę Dobra i Zła, a powróci do niego przez pojedynczą bramę Zrozumienia. Wychodząc, odwrócił się plecami do Drzewa Życia, a powróci ze zwróconym w jego stronę obliczem. Wyruszał w swą długą i morderczą podróż zawstydzony swoją nagością, starając się ukryć swój wstyd, a dotrze do kresu tej podróży z czystością, której nie okrywa fartuch i z sercem dumnym ze swej nagości.
Z początku garścią liści będąca, przegroda ta zmieniła się w potężny bastion, bo od czasu, gdy Człowiek odrzucił niewinność Edenu, nie szczędzi wysiłków i gromadząc coraz to więcej figowych liści, szyje fartuch za fartuchem.
Czymże są sztuki i nauki Człowieka, jeśli nie figowymi liśćmi? Jego cesarstwa, narody, segregacje rasowe i religie na wojennej ścieżce – czyż nie są to kulty czczące figowy liść? Jego kodeksy określające, co jest dobre a co złe, kodeksy honoru i hańby, sprawiedliwości i niesprawiedliwości, jego niezliczone zasady i konwenanse – czyż nie są to fartuchy z figowych liści?
W swoim żałosnym pędzie ukrywania swej nagości, Człowiek nałożył na siebie zbyt wiele fartuchów, które z biegiem lat tak ściśle przylgnęły do jego skóry, że już ich od niej nie odróżnia. I Człowiek z trudem łapie oddech, Człowiek apeluje o ulgę do swoich wielu skór. A mimo to w swoim delirium zrobi wszystko, co w jego mocy, aby uwolnić się od swego ciężaru, za wyjątkiem tego jednego, które mogłoby go rzeczywiście uwolnić od ciężaru – a którym jest zrzucenie ciężaru. Będzie dążył do pozbycia się swoich nieprawdziwych skór, jednocześnie lgnąc do nich ze wszystkich swych sił. Chciałby zostać ogołocony, jednak będąc kompletnie ubranym.
Czas obnażenia jest tuż, tuż.