INSPIRACJA 8 – Wołanie Braterstwa Różokrzyża, rozdział 8, cz. 1

Skarbnica tekstów duchowych

Zdobywaj wiedzę o ukrytej w Tobie boskości za pośrednictwem naszych bezpłatnych programów internetowych.

MISTERIA ZŁOTEGO RÓŻOKRZYŻA

DUCHOWA INSPIRACJA 8 – Wołanie Braterstwa Różokrzyża, rozdział 8, cz. 1


Wołanie Braterstwa Różokrzyża, rozdział 8, cz. 1 – PODCAST

Do Władców, Stanów i Uczonych Europy

My, bracia Braterstwa Różokrzyża, wszystkim, którzy czytają tę naszą Famę w chrześcijańskim nastawieniu, przesyłamy nasze pozdrowienia, naszą miłość i naszą modlitwę.
Po tym, jak jedyny mądry i łaskawy Bóg tak szczodrze wylał ostatnimi czasy nad rodzajem ludzkim swoją łaskę i dobroć, aby coraz bardziej rozprzestrzeniało się poznanie jego Syna oraz natury, słusznie możemy sławić ten czas szczęśliwy. Albowiem pozwolił nam On nie tylko odkryć niemal połowę nieznanego i ukrytego dotąd świata, nie tylko ukazał nam wiele wspaniałych, nigdy dotąd nie widzianych dzieł i tworów natury, lecz również pozwolił, aby pojawiło się wielu wysoce oświeconych i obdarzonych mądrością mężów, którzy przywrócą rangę wielu po części zbrukanym i niedoskonałym sztukom, aby człowiek poznał wreszcie swoją szlachetność i wspaniałość, i zrozumiał, czym jest mikrokosmos i jak daleko rozciąga się jego sztuka w naturze.

Wprawdzie nieroztropnemu światu nie na wiele się to przydaje i bluźnierstwo, śmiech i kpiny stale przybierają na sile. Również ambicja i duma uczonych jest tak wielka, że nie mogą się oni spotkać, by z wszystkiego, co Bóg tak szczodrze objawił nam w naszych czasach, zestawić librum naturae, czyli obowiązującą wytyczną dla wszystkich sztuk, lecz wręcz przeciwnie, jeden drugiego irytuje i zwalcza. Tak więc wszystko pozostaje po staremu i Papież, Arystoteles czy też Galenus oraz wszystko, co tylko przypomina stary rękopis, musi uchodzić za jasne, objawione światło, choć ci ostatni, gdyby tylko żyli, bez wątpienia skorygowaliby siebie z wielką radością. Tu jednak brak sił na tak ogromne dzieło. I choć w teologii, fizyce i matematyce stanowi temu przeciwstawia się prawdę, to jednak często daje o sobie znać podstęp i uraza odwiecznego wroga, który poprzez wrogów pokoju i włóczęgów utrudnia pozytywny bieg rzeczy i zniesławia.

O taką powszechną reformację przez długi czas zabiegał pobożny, wielce oświecony, zmarły ojciec, brat C. R. C., Niemiec, głowa i założyciel naszego Braterstwa.
Rodzice jego, jakkolwiek szlacheckiego rodu, z powodu ubóstwa już w piątym roku jego życia musieli go oddać do klasztoru. Po tym, jak poznał on wybornie oba języki, grekę i łacinę, w rozkwicie młodości na swą gorącą prośbę i błagania powierzony został bratu P. A. L., który podjął się podróży do świętego Grobu.

Chociaż brat ten zmarł na Cyprze, a więc nigdy nie ujrzał Jerozolimy, to jednak nasz brat C. R. C. nie zawrócił, lecz popłynął statkiem do Damaszku, mając zamiar stamtąd odwiedzić Jerozolimę.

Gdy jednak trudności ze zdrowiem zmusiły go do zatrzymania się tam, a z powodu swej sztuki lekarskiej, w której miał spore doświadczenie, zyskał uznanie Turków, dowiedział się niespodziewanie o mędrcach z Damkaru w Arabii, o cudach, jakich dokonywali i o tym, że cała natura nie miała przed nimi tajemnic. Obudziło to wielkiego i szlachetnego ducha brata C. R. C., tak że odtąd bardziej leżał mu na sercu Damkar niż Jerozolima. Nie będąc już w stanie tłumić swego pragnienia, poprosił arabskich marynarzy, by za odpowiednią sumę złota dowieźli go do Damkaru.

Dotarł tam, gdy miał zaledwie szesnaście lat, ale odznaczał się już silną, charakterystyczną dla Niemca konstytucją ciała. Mędrcy przyjęli go, jak sam opowiadał, nie jako obcego, lecz jako kogoś, kogo od dawna oczekiwali, i zwrócili się do niego po imieniu, a ponadto znali inne tajemnice jego klasztoru, czemu on nie mógł się nadziwić. Tam nauczył się języka arabskiego, tak że zaraz w następnym roku przełożył Księgę M na poprawną łacinę i zabrał ją ze sobą. Z pobytu w Damkarze wyniósł też swoją znajomość fizyki i matematyki, którą świat mógłby się wielce cieszyć, gdyby tylko więcej było miłości, a mniej zawiści.

Po trzech latach, za życzliwą zgodą, wybrał się w podróż powrotną, przekroczył Sinus Arabicus i dotarł do Egiptu. Nie zabawił tam długo, zwrócił jednak większą uwagę na rośliny i stworzenia. Stamtąd udał się w podróż po całym Morzu Śródziemnym, aż dotarł do Fezu, na który zwrócili mu uwagę Arabowie. Jest to dla nas doprawdy wielce zawstydzające, że mędrcy mieszkający tak daleko od siebie są ze sobą nie tylko zgodni i nie występują przeciw sobie w żadnych pismach, lecz skłonni są i chętni ufnie ujawniać swoje tajemnice.

Każdego roku zjeżdżają się Arabowie i Afrykańczycy, rozprawiają o sztukach i wypytują wzajemnie, czy nie odkryto czasem czegoś lepszego albo czy jakieś doświadczenie nie podważyło ich mniemań. I zawsze coś przy tym wychodzi na jaw, przez co w matematyce, fizyce i magii – jako że w tym są mieszkańcy Fezu najlepsi – dokonuje się postęp. Również w Niemczech nie brakuje uczonych, magów, kabalistów, medyków i filozofów, i powinni oni być bardziej przychylni w stosunku do siebie, a nie, jak to najczęściej ma miejsce, zabiegać tylko o swoje. W Fezie poznał on tych, których miał zwyczaj nazywać mieszkańcami elementów, którzy bardzo się przed nim otworzyli; podobnie i my moglibyśmy wiele tego, co nasze, złożyć w jedną całość, gdyby panowała między nami jedność i gdybyśmy poszukiwali z całą powagą.

O tych to mieszkańcach Fezu zwykł był mawiać, że ich magia nie jest wprawdzie czysta, a ich kabała zepsuta jest przez ich religię; mimo to umiał ich znakomicie używać i stały się one dla niego jeszcze jednym filarem jego wiary, która zgodna była z harmonią całego świata i na wszystkich epokach w cudowny sposób odcisnęła swoją pieczęć.

Wypływa z tego wniosek, że tak jak całe drzewo lub owoc zawiera się w każdym ziarenku, tak samo cały świat zawiera się w tym niepozornym stworzeniu, jakim jest człowiek, którego religia, polityka, zdrowie, wszystkie jego członki, natura, mowa, słowa i dzieła, wszystko to w zgodnym tonie i zgodnej melodii harmonizuje z Bogiem, niebem i ziemią. Wszystko zaś, co jest temu przeciwne, należałoby uznać za błąd, fałszerstwo i coś, co pochodzi od szatana, który jako jedyny jest pierwszą, środkową i ostatnią przyczyną światowego dysonansu, ślepoty i ciemności. Gdyby więc ktoś mógł sprawdzić wszystkich ludzi na tej ziemi, to stwierdziłby, że dobro i to, co pewne, są ze sobą zawsze w harmonii, zaś ich przeciwieństwo zanieczyszczone jest tysiącem błędnych i sprzecznych mniemań.

Po dwóch latach brat C. R. C. opuścił Fez i wyjechał z wieloma kosztownościami do Hiszpanii w nadziei, że skoro podróż ta jemu samemu przyniosła tak wiele pożytku, to również i uczeni Europy przyjmą go z wielką radością i oprą wszystkie swoje studia na tych tak niepodważalnych, pewnych fundamentach. Dlatego omówił z uczonymi w Hiszpanii to, czego naszym sztukom jeszcze brakuje, i jak można by temu zaradzić; z czego należałoby odczytywać widoczne znamiona nadchodzących czasów i w czym winny się one zgadzać z czasami minionymi; a także jak należałoby sprostować błędy kościoła i całej filozofii moralnej. Przedstawił im nowe rośliny i owoce, jak również zwierzęta, które nie dawały się sklasyfikować według starej filozofii, i przekazał im nowe aksjomaty, które byłyby w stanie wszystko rozwiązać.

Dla nich jednak wszystko to było tylko śmiechu warte, ale ponieważ było także zupełnie nowe, to obawiali się ośmieszenia swych wielkich nazwisk, gdyby musieli jeszcze raz zasiąść w ławie szkolnej i przyznać się do wieloletniego błędu. Poza tym bardzo się już przyzwyczaili do owego błędu, który przyniósł im przecież wiele korzyści. Dlatego stwierdzili, że lepiej będzie, gdy reform podejmie się ktoś inny, komu służy niepokój.

Tę samą odpowiedź usłyszał też od wielu innych narodów, co poruszyło go tym bardziej, że wcale się tego nie spodziewał i gotów był chętnie za darmo użyczyć uczonym całej swej sztuki, jeśliby tylko zechcieli podjąć się trudu stworzenia pewnych nieomylnych aksjomatów ze wszystkich dziedzin nauk, sztuk, fakultetów i całej natury.