INSPIRACJA 7 – Alchemiczne gody Chrystiana Różokrzyża, Dzień siódmy

Skarbnica tekstów duchowych

Zdobywaj wiedzę o ukrytej w Tobie boskości za pośrednictwem naszych bezpłatnych programów internetowych.

MISTERIA ZŁOTEGO RÓŻOKRZYŻA

DUCHOWA INSPIRACJA 7 – Alchemiczne gody Chrystiana Różokrzyża, Dzień siódmy


Alchemiczne gody Chrystiana Różokrzyża, Dzień siódmy – PODCAST

Tego dnia spotkaliśmy się w najniższej sali. Tam dano nam żółte habity łącznie z naszym złotym runem. A następnie Dziewica powiedziała nam, że jesteśmy rycerzami Złotego Kamienia, o czym wcześniej nie wiedzieliśmy. Po tym więc, jak dokonaliśmy tych przygotowań i zjedliśmy śniadanie, Starzec każdemu z nas wręczył sztukę złota. Następnie ruszyliśmy w kierunku morza. Nasze okręty były tak bogato wyposażone, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie sprowadzono tych pięknych rzeczy z daleka. […]

Okręty posuwały się bardzo szybko, ponieważ nie upłynęły jeszcze dwie godziny naszej podróży, kiedy kapitan oświadczył, że widzi prawie całe jezioro pokryte okrętami, z czego można wywnioskować, że wyruszono nam naprzeciw. I tak było naprawdę, albowiem gdy tylko z morza, wspomnianą rzeką, dotarliśmy do jeziora, było tam prawie pięćset okrętów, wśród których jeden lśnił czystym złotem i drogimi kamieniami. Znajdowali się na nim Król i Królowa, z wieloma szlachetnie urodzonymi panami, damami i pannami. […]

Gdy tylko dobiliśmy do brzegu i wysiedliśmy, Król i Królowa ze szczególną przyjaźnią podali nam rękę, a my musieliśmy dosiąść koni. […]

Wszyscy po kolei zostaliśmy przydzieleni do panów. Jednak nasz Starzec oraz ja, niegodny, mieliśmy jechać obok Króla. Każdy z nas niósł śnieżnobiałą chorągiew z czerwonym krzyżem.

Podeszliśmy wtedy do pierwszego portalu, przy którym stał strażnik w niebieskiej szacie. W ręku trzymał on petycję. Gdy tylko dostrzegł mnie u boku Króla, przekazał mi ową petycję z pokorną prośbą, bym wspomniał wobec Króla o jego wierności w stosunku do mnie. Spytałem więc Króla najpierw, jak mają się sprawy tego strażnika. Odpowiedział mi przyjaźnie, że jest to sławny, wybitny astrolog, który cieszył się zawsze wielkim uznaniem jego ojca. Ponieważ jednak zgrzeszył swego czasu względem pani Wenus i przyglądał się jej na jej łożu, to z tego powodu nałożono na niego karę, że tak długo będzie musiał strzec bramy, aż ktoś go od tego uwolni. Spytałem, czy wobec tego także on ma zostać uwolniony. A Król odpowiedział: „Tak, gdy tylko znajdzie się ktoś, kto zgrzeszył równie ciężko jak on, to będzie musiał zająć jego miejsce, a tamten będzie wolny”.

Słowa te zapadły mi mocno do serca, ponieważ moje sumienie mówiło mi, że to ja byłem tym grzesznikiem. Zamilczałem jednak i przekazałem petycję. […]

Po tym jak zsiedliśmy z koni i odprowadziliśmy Króla do jego wcześniej opisanej sali, nasza Dziewica zaczęła wysoce chwalić naszą pilność, ponoszone starania i pracę, z prośbą, by nas po królewsku wynagrodzono, jej natomiast pozwolono dalej pełnić jej pośredniczącą funkcję. Następnie wstał Starzec i zaświadczył, że wszystko, co Dziewica powiedziała, jest prawdą, i dlatego słuszne jest, żeby nas w obu tych względach zadowolono. Na to musieliśmy się na chwilę wycofać. Zdecydowano każdemu z nas zagwarantować spełnienie jednego życzenia, albowiem nie było tu wątpliwości co do tego, że ten, kto rozumie, wyrazi także najlepsze życzenie. Powinniśmy się nad nim zastanowić do kolacji. […]

Po uczcie usunięto stoły i ustawiono w kręgu kilka pięknych foteli, w których musieliśmy zasiąść wraz z Królem, Królową, obydwoma Starcami, damami i dziewicami. Następnie piękny młodzieniec otworzył wspaniałą księgę, o której była już mowa, po czym Atlas stanął pośrodku kręgu i przemówił do nas, jak następuje:

„Jego Królewska Wysokość nie zapomniał jeszcze, jak pracowaliście dla niego i jak pilni byliście w swojej służbie. Z tego powodu wybrał was wszystkich na rycerzy Złotego Kamienia. Stąd nieodzownym jest, byście nie tylko zobowiązali się wobec Jego Królewskiej Mości, ale też byście poprzysięgli następujące punkty. Wówczas Jego Królewska Mość będzie wiedział, jak postąpić wobec swoich sprzymierzeńców.”

Następnie nakazał młodzieńcowi odczytać punkty. Brzmiały one:

1. Panowie Rycerze macie przysiąc, że pragniecie zawdzięczać Wasz zakon nie diabłu albo jakiemuś duchowi, lecz jedynie Bogu, Waszemu Stwórcy i jego służebnicy, Naturze;

2. że wszelka rozpusta, rozwiązłość i nieczystość będzie Wam obmierzła i że zakonu swego ułomnościami takimi nie skalacie;

3. że swymi talentami każdemu, kto na to zasługuje i kto ich potrzebuje, przyjdziecie z pomocą;

4. że zaszczytu tego nie pragniecie dla ziemskiej chwały i honorów tego świata;

5. że nie chcecie żyć dłużej, niż chce tego Bóg. […]

Następnie ze stosowną podniosłością zostaliśmy pasowani na rycerzy i – pomijając inne przywileje – wyniesieni ponad niewiedzę, ubóstwo i chorobę, byśmy mogli postępować z nimi według własnej woli.

Potem wszystko to zostało potwierdzone w małej kaplicy, do której zaprowadzono nas w procesji. Bogu niech będą za to dzięki! Tam ku chwale Bożej zawiesiłem też swoje złote runo i swój kapelusz, i pozostawiłem je na wieczną pamiątkę. A ponieważ każdy musiał zapisać swoje imię, napisałem:
Sumą wszelkiej wiedzy jest, że nie wiemy niczego. Brat Chrystian Różokrzyż, Rycerz Złotego Kamienia: w roku 1459”.

Inni napisali coś innego, każdy to, co uznał za słuszne. Potem znowu zaprowadzono nas do sali i usadzono w niej. Upomniano nas też, abyśmy się szybko namyślili, jakie chcemy sformułować życzenia. Stwierdziłem, że nie było nigdy cnoty bardziej chwalebnej, a zarazem takiej, która przychodziłaby mi z większym trudem, niż wdzięczność. Dlatego, choć wolałbym życzyć sobie czegoś innego, przemogłem się i postanowiłem z narażeniem siebie uwolnić strażnika, mego dobroczyńcę. […] Następnie ów dobry człowiek został wyzwolony, ja zaś ze smutkiem w sercu musiałem odejść. […]

Zastanawiałem się na wszystkie strony, co miałem począć i jak winienem spędzić ten czas. W końcu pomyślałem, że jestem już stary i naturalną rzeczy koleją niewiele mi już lat pozostało. […] Czasem ogarniała mnie też złość, że ujrzałem takie piękne rzeczy i teraz zostałem ich pozbawiony. Potem znów cieszyłem się, że przed moim końcem zaznałem jeszcze wszystkich radości i nie musiałem odchodzić w tak sromotny sposób. Taki zatem był ostatni i najcięższy cios, jakiego doznałem.

Kiedy tak sobie rozmyślałem, inni zakończyli ceremoniał i odprowadzono ich – po tym, gdy Król i inni panowie życzyli im dobrej nocy – do ich komnat. Ja zaś, biedny człowiek, nie miałem nikogo, kto wskazałby mi drogę, a musiałem jeszcze w dodatku wysłuchiwać drwin. Abym zaś sobie uświadomił moją przyszłą funkcję, musiałem włożyć pierścień, przedtem noszony przez tamtego.

Na koniec Król, którego w takiej postaci widziałem teraz po raz ostatni, napomniał mnie, bym zachowywał się stosownie do swego zawodu i nie naruszał reguł zakonu. Po tym objął mnie i ucałował, co wszystko zrozumiałem w ten sposób, że jutro będę musiał zasiąść przy swojej bramie.

Po tym, jak wszyscy porozmawiali jeszcze ze mną przyjaźnie przez chwilę, podali mi na pożegnanie dłoń i polecili mnie boskiej opiece, obydwu Starców, pan wieży i Atlas, odprowadzili mnie do wspaniałej komnaty, w której stały trzy łoża, i każdy położył się do swego. Wówczas spędziliśmy jeszcze prawie dwie…
Tutaj brakuje około dwóch ćwierci strony, a ja, autor tych słów, który nadal myślał, że od jutra będzie musiał być strażnikiem bramy, powróciłem do domu.

KONIEC