INSPIRACJA 4 – Alchemiczne gody Chrystiana Różokrzyża, Dzień czwarty

Skarbnica tekstów duchowych

Zdobywaj wiedzę o ukrytej w Tobie boskości za pośrednictwem naszych bezpłatnych programów internetowych.

MISTERIA ZŁOTEGO RÓŻOKRZYŻA

DUCHOWA INSPIRACJA 4 – Alchemiczne gody Chrystiana Różokrzyża, Dzień czwarty


Alchemiczne gody Chrystiana Różokrzyża, Dzień czwarty – PODCAST

Wciąż jeszcze leżałem w łóżku i przyglądałem się nieśpiesznie wspaniałym obrazom i rzeźbom znajdującym się w mojej komnacie. Wtem usłyszałem muzykę trąb, tak jakby rozpoczynał się właśnie uroczysty pochód. […] Nadeszła pora, abym poszedł do fontanny, gdzie większość już się zebrała. Nabrałem animuszu, szybko uporałem się ze swym habitem i ruszyłem za paziem do wspomnianego ogrodu, do fontanny. […] Na fontannie widniał napis, który z czasem nieco się zatarł, dlatego zamieszczę go tutaj w jego prawdziwym brzmieniu, aby każdy mógł się nad nim zastanowić:

Po tak wielu szkodach wyrządzonych ludzkośc,
ja, Hermes, z woli Boga, jako pradawne źródło biję tu,
mając dzięki sztukom i medycynie moce czynienia zdrowym.
Kto może, niech mnie pije, kto chce, niech się obmyje, niechaj mnie zmąci, kto się waży, pij, bracie, życia zażyj! – 1378

Po tym jak na wstępie obmyliśmy się w fontannie, a także każdy z nas napił się z niej wody swoją złotą czarką, musieliśmy pójść za Dziewicą do sali i ubrać się tam w nowe szaty. Były one całe złote i przepysznie ozdobione kwiatami.

Każdemu z nas wręczono też złote runo, inkrustowane szlachetnymi kamieniami, od których pochodziły różne działania, w zależności od tego, jaką posiadały moc. […]
Następnie Dziewica wyprowadziła nas, w naszym ordynku, na zewnątrz. Za drzwiami czekali już na nas muzycy, strojni w czerwony aksamit z białymi lamówkami. Następnie otworzono drzwi – do tej pory nigdy nie widziałem, żeby były otwierane – prowadzące do królewskich krętych schodów. Dziewica poprowadziła nas nimi z towarzyszeniem muzyki po trzystu sześćdziesięciu pięciu stopniach na górę. Oglądaliśmy tam same drogocenne i kunsztowne dzieła. Im wyżej wchodziliśmy, tym wspanialszy stawał się wystrój, aż w końcu na samej górze znaleźliśmy się w ozdobionej malowidłami kopule. Oczekiwało nas tam sześćdziesiąt dziewic, wszystkie w drogocennych szatach. […]

W międzyczasie odsłonięto zasłonę. Zobaczyłem wówczas Króla i Królową, siedzących tam w całym swoim majestacie. […] Pomijając fakt, że cała sala promieniała blaskiem złota i szlachetnych kamieni, to również szaty Królowej tak były sporządzone, że nie sposób było na nie patrzeć. I o ile dotąd uznawałem niektóre rzeczy za piękne, to tutaj wszystko, każda rzecz, tak była wyższa ponad to, jak gwiazdy na niebie. […]

Następnie zostaliśmy zaprowadzeni do sali. Sala ta była z przodu czworokątna i pięć razy tak szeroka jak długa. Ku wyjściu przechodziła jednak w wielki łuk, niczym bramę. Pod nim stały w kręgu trzy wspaniałe królewskie trony. Środkowy był jednak nieco wyższy niż pozostałe. Na każdym zasiadały dwie osoby. Na pierwszym siedział stary król z siwą brodą, jednakże jego małżonka była nadzwyczaj piękna i młoda. Na trzecim tronie siedział czarny król w średnim wieku. Obok niego siedziała drobniutka staruszka, ale bez korony, tylko skryta za woalem. Pośrodku zaś siedziało dwoje młodych ludzi. Na głowach mieli co prawda gałązki laurowe, ale nad nimi wisiała wielka, drogocenna korona. Mimo wszystko jednak nie byli tak piękni, jak ich sobie wyobrażałem. Ale tak być musiało. […]

W tym miejscu nie mogę przemilczeć tego, że latał tam sobie również mały Kupidynek, najczęściej jednak wspinał się po wielkiej koronie i baraszkował sobie przy niej. Od czasu do czasu siadał między parą zakochanych i bawił się swoim łukiem, a nawet mierzył z niego niekiedy, tak jakby miał zamiar ustrzelić kogoś z nas. […]

Przed królami stał mały, nad wyraz ozdobny ołtarz. Leżała na nim księga oprawna w czarny aksamit, częściowo ze złotymi okuciami. Obok płonęło małe światełko na świeczniku z kości słoniowej. Choć było ono bardzo małe, jego płomień był równy i spokojny. […]

Obok świecznika stał globus nieba, który obracał się sam z siebie. Oprócz tego był tam mały zegar wybijający godziny, na którym znajdowała się kryształowa fontanienka, z której tryskała przez cały czas czerwona jak krew, jasna woda, i na koniec była tam jeszcze trupia czaszka, w której znajdował się biały wąż, tak długi, że choć wił się dookoła, to jego ogon zawsze pozostawał w jednym z oczodołów, póki jego głowa nie wyszła przez drugi. Nigdy więc nie opuszczał czaszki. […]

Jak na ten raz byliśmy ukontentowani i oddaliliśmy się z naszymi dziewicami. Nasi muzycy pojawili się znowu i sprowadzili nas krętymi schodami na dół. Drzwi zostały starannie zamknięte i zaryglowane. […] Tymczasem wniesiono jedzenie i każdego usadzono obok jego dziewicy. Przyjemną rozmową znakomicie umilały nam one czas.
Po kilku tańcach wróciła nasza Przewodnicząca z wiadomością, że artyści oraz ich pomocnicy zaproponowali, że przed odejściem odegrają, ku czci i zadowoleniu Jego Królewskiej Mości, pogodną komedię. Jeśli zechcielibyśmy być przy tym obecni i towarzyszyć Ich Królewskim Wysokościom do Domu Słońca, byłoby to mile widziane i zyskałoby łaskawe przyzwolenie. […]

Po południu obejrzeliśmy przedstawienie, które zawierało wiele rzeczy godnych rozważenia. Był już wtedy wieczór, wobec czego oddaliliśmy się razem w znanym porządku. Musieliśmy jednak towarzyszyć osobom królewskim po krętych schodach na górę, aż do opisanej już sali. Tam zaś stały już hojnie zastawione stoły. […]

Tymczasem rozległ się dźwięk dzwonu, przy czym wszystkie królewskie osoby tak pobladły, że o mało całkiem nie upadliśmy na duchu. Wówczas ponownie zdjęli z siebie białe szaty i przywdziali całkiem czarne. Także i cała sala została zawieszona czarnymi kotarami, posadzkę przykryto czarnym aksamitem, a pod sufitem zawieszono czarną zasłonę, co wszystko było już uprzednio przygotowane. […]

Po tym, jak stoły zostały usunięte i wszyscy zasiedli w kole na ławce, a również i my ubraliśmy czarne habity, przyszła nasza pani Przewodnicząca, która przedtem wyszła z sali, przynosząc sześć czarnych przepasek z tafty, którymi przewiązała królewskim osobom oczy. Kiedy te nic już nie mogły widzieć, słudzy wnieśli pospiesznie sześć przykrytych trumien i postawili je na ziemi. Wniesiono również czarny niski fotel i postawiono go na środku. W końcu do sali wszedł wysoki, kruczoczarny mężczyzna z ostrym toporem w ręku. Stary król został doprowadzony do tronu, po czym szybko ścięto mu głowę i zawinięto ją w czarny materiał. Krew zaś zebrano do dużego złotego pucharu i umieszczono go wraz z nim w uprzednio przygotowanej trumnie, którą przykryto i odsunięto na bok.

Kiedy tylko wszystkie osoby królewskie zostały ścięte, czarny mężczyzna znowu wyszedł. Za nim udał się następny, który od razu przy drzwiach także ściął mu głowę, przyniósł ją wraz z toporem i złożył w małej skrzyneczce. Nasza Dziewica zaleciła nam spokój, ponieważ niektórzy z nas okazali się małoduszni i zaczęli płakać. Potem powiedziała do nas: „Ich życie leży teraz w waszych rękach i jeśli mnie posłuchacie, to ta śmierć przyniesie jeszcze dużo życia.”

Następnie powiedziała nam, że powinniśmy teraz pójść spać i nie martwić się, ponieważ tamtych spotka sprawiedliwość. Przyzwoliliśmy na to i zostaliśmy odprowadzeni przez naszych paziów do naszych komnat. […]

Sen nie chciał jednak spowić moich oczu, ponieważ nie mogłem zapomnieć o ściętych. Tymczasem moja kwatera zwrócona była na wielkie jezioro, tak że mogłem na nie spoglądać, ponieważ okna były blisko mojego łóżka. Około północy, kiedy wybiła dwunasta, zobaczyłem na jeziorze wielki ogień. Ze strachu szybko otworzyłem okno, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie. I tak zobaczyłem, że z daleka zbliża się siedem okrętów, wszystkie całkowicie obwieszone światłami. Nad każdym okrętem unosił się płomień poruszający się tam i z powrotem. Czasami zniżał się całkiem na dół, tak że z łatwością mogłem odgadnąć, że musiały to być duchy straconych.

Okręty te niespiesznie zbliżały się do lądu, a załogę każdego z nich stanowiła tylko jedna osoba. Kiedy tylko przybiły do brzegu, ujrzałem naszą Dziewicę, jak z pochodnią wychodzi naprzeciw okrętom. Za nią niesiono sześć przykrytych trumien ze skrzyneczką, i każda z nich została złożona na jednym ze statków. […]

Tak więc udaliśmy się ponownie na spoczynek. Byłem jedynym spośród wszystkich moich towarzyszy, którego komnata wychodziła na jezioro i który wszystko to zobaczył. Byłem więc teraz znużony wszystkimi tymi sprawami i zasnąłem zajęty swoimi licznymi spekulacjami.