Skarbnica tekstów duchowych
Zdobywaj wiedzę o ukrytej w Tobie boskości za pośrednictwem naszych bezpłatnych programów internetowych.
MISTERIA ZŁOTEGO RÓŻOKRZYŻA
DUCHOWA INSPIRACJA 3 – Alchemiczne gody Chrystiana Różokrzyża, Dzień trzeci

Alchemiczne gody Chrystiana Różokrzyża, Dzień trzeci – PODCAST
Skoro tylko zaświtał radosny dzień i jasne słońce wzniosło się nad górami, ponownie przejmując zadanie powierzone mu na wysokim niebie, moi dzielni towarzysze zaczęli wstawać z łóżek i stopniowo przygotowywać się do próby. Znowu więc wchodzili jeden po drugim do sali, pozdrawiali nas i pytali, jak przespaliśmy noc. […]
Tymczasem pośrodku sali zawieszono złotą wagę i ustawiono stolik przykryty czerwonym aksamitem, na którym umieszczono siedem odważników. Z przodu stał jeden całkiem spory, potem pojedynczo cztery małe i wreszcie jeszcze dwa duże, też oddzielnie. […] Poczem Dziewica wspięła się ponownie na swój wysoki tron. Jak tylko skłoniła się, zaczęła mówić donośnym głosem […].
Następnie Dziewica poleciła jednemu z paziów, by wszystkich ustawił w rzędzie i jednemu po drugim kazał wchodzić na wagę. Jeden z cesarzy wcale się nie wzbraniał, lecz najpierw skłonił się przed Dziewicą, a potem wszedł na wagę w swoim okazałym ornacie. Na to każdy z przywódców grup kładł na wagę swój odważnik, cesarz zaś utrzymywał się, ku zdziwieniu wszystkich. Ostatni odważnik okazał się jednak dla niego za ciężki, tak że wzniósł się on do góry z takim żalem, że nawet Dziewica, jak mi się zdało, współczuła mu. Dała ona swoim ludziom znak, by milczeli, zaś dobry cesarz nie został związany i przekazano go szóstej grupie.

Po nim przyszedł inny cesarz, który dumnie wstąpił na wagę, ponieważ uważał, że skoro ma pod suknią wielką, opasłą księgę, to się na pewno utrzyma. Jednakże kiedy z trudem wytrzymał trzeci odważnik, poczem został bezlitośnie uniesiony w górę, a na domiar złego z przerażenia upuścił książkę, wszyscy żołnierze zaczęli się śmiać. Został związany i prze-kazany trzeciej grupie. Taki sam los spotkał jeszcze kilku innych cesarzy – wszyscy oni zostali szyderczo wyśmiani i skrępowani.
Po nich przyszedł mały człowieczek, również cesarz, z kędzierzawą brunatną brodą. Skłoniwszy się obyczajnie również stanął na wadze. Trzymał się tak dzielnie, że sądziłem, że gdyby było jeszcze więcej odważników do dyspozycji, to też by je wytrzymał. Wtedy Dziewica szybko podniosła się, skłoniła się przed nim i kazała mu założyć suknię z czerwonego aksamitu. Na koniec dała mu jedną z wielu gałązek laurowych, które miała na krześle, i nakazała mu zająć miejsce na stopniach jej tronu.
Długo by opowiadać, jak poszło innym cesarzom, królom i panom. Nie mogę jednak nie wspomnieć, że ostało się tylko niewielu z tych możnowładców, chociaż wbrew moim obawom znalazłem u nich wiele przednich cnót. […]
Po tym, jak próbie poddano też szlachciców, uczonych i innych, i z każdego stanu powiodło się jednemu albo dwóm, czasem zaś żadnemu, przyszła kolej na panów oszustów narodu oraz na twórców Lapis Spitalauficus. Stawiano ich na wagę z takimi kpinami, że o mało brzuch mi nie pękł ze śmiechu, mimo że byłem tak cierpiący. […]
Z tego wielkiego mrowia pozostało tak niewielu, że wstydzę się wymienić ich liczbę. […]
A kiedy próba została zakończona i nie było już z boku nikogo oprócz nas, związanych biedaków, jeden z dowódców wystąpił naprzód i rzekł:
„Łaskawa Pani, jeżeli taka jest wola Waszej Łaskawości, to tych biednych ludzi, którzy rozpoznali swoją głupotę, powinno się postawić na wadze bez groźby kary i tylko dla żartów. Może jest wśród nich coś dobrego“.
Ponieważ Dziewica wyraziła zgodę, to tak musiało się stać. Zostaliśmy rozwiązani i jeden po drugim stawiani na wadze. Chociaż większości się nie powiodło, to nie wyśmiewano ich ani nie przepędzano pejczami, lecz spokojnie ustawiano z boku. Mój towarzysz był piąty. Trzymał się dobrze, co wywołało radość u wielu, a szczególnie u dowódcy. Dziewica okazała mu jak zwykle szacunek. Po nim znów dwóch poszybowało w górę. Ja byłem ósmy.
Kiedy drżąc wszedłem na wagę, mój towarzysz, który siedział tam w aksamitnej sukni, spojrzał na mnie przyjaźnie i nawet Dziewica uśmiechnęła się lekko. Po tym, jak wytrzymałem wszystkie odważniki, Dziewica rozkazała ciągnąć mnie siłą do góry. Dlatego jeszcze trzech mężczyzn uwiesiło się na drugiej szali wagi, lecz nic nie wskórali. Wtedy wstał jeden z paziów i głośno zakrzyknął: „To ten!“ Drugi zaś odpowiedział: „Dajcie mu więc wolność“. Na co Dziewica przyzwoliła. […]
Nie mogę się tu pohamować, by nie powiedzieć czytelnikowi czegoś o liczbie naszych uwięzionych. Tych którzy podołali jednemu ciężarkowi było siedmiu, tych którzy dwóm – dwudziestu jeden. Trzydziestu pięciu podołało trzem, trzydziestu pięciu – czterem, dwudziestu jeden – pięciu, oraz siedmiu – sześciu odważnikom. Wśród tych, którzy dotarli do siódmego, ale nie dali mu rady, był ten, którego uwolniłem. Było tam też wielu, którzy zupełnie zawiedli, wielu było zatem tych, przy ważeniu których wszystkie ciężarki opadły na dół.
Wszystko to pilnie wyliczyłem i zapisałem w moim notesiku, gdy wszyscy oni stali przed nami. Przedziwne było to, że pośród wszystkich tych, którzy sprostali określonemu ciężarkowi, ani jeden nie był podobny do drugiego. Albowiem chociaż było trzydziestu pięciu, którzy sprostali trzem odważnikom, to pierwszy z nich sprostał pierwszemu, drugiemu i trzeciemu ciężarkowi; następny trzeciemu, czwartemu i piątemu; trzeci piątemu, szóstemu i siódmemu, i tak dalej. Doprawdy zadziwiające było to, że pośród tych stu dwudziestu sześciu, którzy choć trochę zaważyli, ani jeden nie był podobny do drugiego.
Aby nam się nie dłużyło, Dziewica przydzieliła każdemu z nas jednego pazia. Byli oni wszyscy nie tylko przepysznie ubrani, lecz również wielce uczeni. O wszystkich sprawach potrafili tak mądrze rozprawiać, że najedliśmy się niemało wstydu. Polecono im oprowadzić nas po zamku (lecz jedynie do określonych miejsc) i tak dalece, jak to tylko możliwe, zgodnie z naszymi życzeniami skrócić nam nasze oczekiwanie. […]
Kiedy tylko odeszła, każdy z nas począł zajmować się tym, co mu było najmilsze. Niektórzy przyglądali się pięknym tablicom, które nawet odrysowywali i zapytywali się, co mogłyby oznaczać wszystkie te dziwne znaki na nich. Inni znowu musieli się pokrzepiać jedzeniem i piciem. Ja natomiast razem z moim towarzyszem pozwoliłem się oprowadzić po zamku. I tego zwiedzania nie pożałuję do końca życia. Poza wieloma wspaniałymi antykami pokazano mi królewską kryptę, gdzie nauczyłem się więcej, niż spisane jest we wszystkich książkach. Stał tam również wspaniały feniks, o którym wydałem przed dwoma laty specjalną książeczkę.
Innym miejscem, które nam obu zostało jeszcze pokazane, była cenna biblioteka, taka jaka istniała jeszcze przed reformacją. […] Tymczasem pokazano nam wspaniałe wodotryski, podziemia i wszelkiego rodzaju pracownie artystyczne, wśród których nie było żadnej, która nie byłaby więcej warta niż wszystkie nasze sztuki razem wzięte. Wszystkie te po-mieszczenia zbudowane były w półokręgu, tak by zawsze można było mieć przed oczyma drogocenny zegar, który znajdował się pośrodku na wspaniałej wieży, i aby można się było kierować biegiem planet, który dał się na nim znakomicie śledzić. Mogłem przy tym znowu stwierdzić, czego jeszcze brakuje naszym artystom, chociaż nie moją sprawą było zwracać im na to uwagę.
W końcu wszedłem do ogromnej sali, którą inni dawno już obejrzeli, a pośrodku której stał globus o średnicy trzydziestu stóp. Był on niemalże do połowy wkopany w ziemię, z wyjątkiem małej części, która zaopatrzona była w stopnie. Globus ten mógł być przy pomocy pewnego mechanizmu tak obracany przez dwóch mężczyzn, że nie można było widzieć niczego ponad to, co znajdowało się nad horyzontem. […]
Nadszedł jednak właśnie czas posiłku. […] Uważam za zbyteczne opowiadanie tu jeszcze o muzyce i innych wspaniałościach, nie tylko dlatego, że nie umiałbym ich wystarczająco dobrze opisać, lecz również dlatego, że już poprzednio wysławiłem to wszystko, na ile tylko umiałem. Wszystko było przesycone sztuką i bardzo urocze.